Dostałam kilka nominacji, za które bardzo serdecznie dziękuję. Dziś zbieram je w tym poście i odpowiadam na pytania.
Najpierw dziękuję Marcie za zaproszenie do zabawy: "kilka rzeczy, których o mnie nie wiecie"
A oto one:
1. Uwielbiam drożdżówki - zawsze i w każdej ilości
2. Kiedyś zjeżdżałam na nartach "na krechę" i nie umiałam zahamować - zatrzymałam się na płocie.
3. Kocham Jeżycjadę Małgorzaty Musierowicz
4. Chciałabym nauczyć się filcowania na mokro
5. Edukacja domowa wciąga mnie coraz bardziej;-)
To chyba tyle...
A teraz dziękuję MADE BY MAMA oraz Asimarysi za wyróżnienie Liebster Blog.
Pytania od Made by Mama i moje odpowiedzi:
1. Ulubiona książka?
Jest ich kilka - najczęściej książki czytane przed laty, do których czasem wracam. Ostatnia miłość - "Cień wiatru" C. Ruiza Zafona
2. Ulubiona forma relaksu?
To zależy czy odpoczywam z dziećmi czy od dzieci ;-)
3.Ulubiona forma plastyczna lub jaką potrawe najbardziej lubisz przygotowywać?
Hmm, lubię gotować gdy mam na coś ochotę - najfajniej gdy wymyślam coś "na poczekaniu", ale nie mam jednej potrawy.
4. Wakacje marzeń?
Takie, które trwają przynajmniej dwa miesiące, w ciepłym miejscu, z wodą do pływania i z moją rodziną przy boku
5.Czego nie lubisz jeść?
Brukselki
6.Wymarzony prezent gwiazdkowy?
hmm, jeszcze nie zaczęłam o tym marzyć ;-)
7.Gdybyś miała coś zmienić w Swoim życiu to co by to było?
nic
8.Ulubiony sklep?
osiedlowa piekarnia z pysznym chlebem i przemiłą panią sprzedawczynią
9.Ulubiony kolor?
chyba niebieski
10.Morze czy góry?
góry na co dzień, morze na wakacje
11.Gdybyś miała zmienić miejsce zamieszkania to gdzie byś pojechała??
gdzieś w cieplejszy klimat - "gdzie zima nie trwa dziewięć miesięcy a lato bywa nie gorące" ;-)
Pytania od Asimarysi:
1. Co robisz kiedy pada deszcz?
Wymyślam: czym by tu zająć wariujące dzieci ;-)
2. Francja czy Włochy?
Nie byłam w żadnym z tych państw, ale chyb a Włochy
3. Książka czy sport?
Książka przez 3/4 czasu a reszta na sport
4. Rozmowa czy list?
rozmowa (choć łatwiej pisać list)
5. Ranek czy wieczór?
wieczór! rankiem najlepiej mi się śpi...
6. W co wierzysz?
może w Kogo?
7. Dlaczego podróżowanie?
bo lubię nowe doświadczenia i z każdym rokiem życia coraz chętniej się uczę ;-)
8. Czym jest dla Ciebie Rodzina?
moim życiem
9. Obraz czy zdjęcie?
zdjęcie
10. Jaki film na wieczór?
taki, który ogląda ze mną mąż ;-)
11. Co ciekawego w necie?
mnóstwo! przede wszystkim inspiracje, inspiracje...
Dziewczyny, bardzo bardzo dziękuję za wyróżnienia. To bardzo miłe, gdy ktoś doceni wysiłek wkładany w prowadzenie bloga. Wybaczcie, że nie nominuję kolejnych blogów - to już jednak przekracza chwilowo moje możliwości.
Pozdrawiam Wszystkich czytelników ;-)
magda(c)
Nasza edukacja domowa, czyli: nauka, która sprawia frajdę, gry, zabawy i inne aktywności dla każdego dziecka: zdrowego i z autyzmem.
wtorek, 13 listopada 2012
sobota, 10 listopada 2012
Lego Storage System
Dostaliśmy niedawno propozycję przetestowania pojemników na klocki Lego Storage system. Ponieważ od kilku miesięcy moi chłopcy są fanami klocków lego, pomyślałam że takie wielkie klocki-pudła będą dla nich miłą niespodzianką. Nie pomyliłam się ;-)
Dostaliśmy cztery różne pojemniki: duży klocek z ośmioma wypustkami, średni kwadratowy z czterema, jeden mały z dwoma i główkę.
Chłopcy od razu rzucili się do oglądania pudełek i decydowania: co włożyć do którego? Muszę przyznać, że byłam sceptycznie nastawiona do tych pojemników, ale zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona. Przede wszystkim jakością. Plastik, z którego wykonane są pudełka jest bardzo solidny, co przy dwóch żywiołowych chłopcach jest sprawą niezwykle istotną ;-) Łatwo się je otwiera i zamyka. Dodatkowo, muszę stwierdzić, że takie klockowe pudełka wyglądają na prawdę ładnie i świetnie pasują do dziecięcego wnętrza (dostępna jest też "dziewczęca" wersja kolorystyczna!). Można ustawiać je jedne na drugich, dzięki czemu zaoszczędzi się miejsce a dziecko ma dodatkową frajdę - budowanie z wielkich klocków!
Poniżej kilka zdjęć z tego jak chłopcy cieszyli się ze swoich nowych pojemników:
Ze szczegółową ofertą można zapoznać się TUTAJ.
My z naszych nowych pudeł jesteśmy bardzo zadowoleni ;-)
roomcph.com
Dostaliśmy cztery różne pojemniki: duży klocek z ośmioma wypustkami, średni kwadratowy z czterema, jeden mały z dwoma i główkę.
Chłopcy od razu rzucili się do oglądania pudełek i decydowania: co włożyć do którego? Muszę przyznać, że byłam sceptycznie nastawiona do tych pojemników, ale zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona. Przede wszystkim jakością. Plastik, z którego wykonane są pudełka jest bardzo solidny, co przy dwóch żywiołowych chłopcach jest sprawą niezwykle istotną ;-) Łatwo się je otwiera i zamyka. Dodatkowo, muszę stwierdzić, że takie klockowe pudełka wyglądają na prawdę ładnie i świetnie pasują do dziecięcego wnętrza (dostępna jest też "dziewczęca" wersja kolorystyczna!). Można ustawiać je jedne na drugich, dzięki czemu zaoszczędzi się miejsce a dziecko ma dodatkową frajdę - budowanie z wielkich klocków!
Poniżej kilka zdjęć z tego jak chłopcy cieszyli się ze swoich nowych pojemników:
pierwsze "rozpoznanie" ;-) |
szybka przeprowadzka klocków lego |
tutaj zamieszkają autka |
Ze szczegółową ofertą można zapoznać się TUTAJ.
My z naszych nowych pudeł jesteśmy bardzo zadowoleni ;-)
Mikołaj i jego ulubiony pojemnik - główka ;-) |
roomcph.com
piątek, 9 listopada 2012
Zanim dziecko zacznie czytać, czyli trochę o sylabizowaniu.
Dziś chciałam pokazać Wam, bardzo proste ćwiczenie wspomagające naukę dzielenia wyrazów na sylaby. Są dzieci, którym przychodzi to łatwo, są takie, które mają z tym problem.I dla tych z drugiej grupy polecam naszą zabawę. Wpadłam na jej pomysł, gdy Dominik po raz kolejny dzielił wyraz na sylaby, tworząc dwie sylaby z jednej np. IN-DY-YK. Ponieważ jest to jego stała praktyka, nadszedł czas, żeby interweniować. Do pudełeczek włożyłam figurki zwierzątek, których nazwy dzielą się odpowiednio na jedną lub dwie sylaby. Na pudełeczku nakleiłam kartki z liczbą kółek oznaczających liczbę sylab. Dzięki temu, wyjmując figurkę z pudełka, Dominik wie ile powinno być sylab i nie robi błędów! Na razie korzystamy z pudełek osobno, potem będziemy mieszać zwierzątka i segregować do odpowiednich pudełek. Jeszcze później dodamy wyrazy trzysylabowe itd.
Mamy też drugą zabawę, w którą bawimy się jadąc samochodem. Chłopcy wybierają markę jakiegoś auta i dzielą ją na sylaby, sprawdzając, która nazwa ma więcej sylab. Takie zadanie świetnie zajmuje w czasie jazdy, równocześnie rozwijając analizę i syntezę sylabową wyrazów. Spróbujcie sami!
podziel na sylaby |
wyrazy jednosylabowe |
Mamy też drugą zabawę, w którą bawimy się jadąc samochodem. Chłopcy wybierają markę jakiegoś auta i dzielą ją na sylaby, sprawdzając, która nazwa ma więcej sylab. Takie zadanie świetnie zajmuje w czasie jazdy, równocześnie rozwijając analizę i syntezę sylabową wyrazów. Spróbujcie sami!
sobota, 3 listopada 2012
Nauka pisania
Jak nauczyć pisać dziecko, które nie chce pisać? Jak nauczyć pisać dziecko, które z powodu obniżonego napięcia mięśniowego ma bardzo słabą sprawność motoryczną? Jak nauczyć pisać dziecko, kiedy uczy się je czytać metodą sylabową a pisać metodą montessori? Odpowiedzi na te pytania szukałam długo. Bardzo długo. Mam nadzieję, że znalazłam rozwiązanie tych zagadek a przynajmniej znalazłam sposób na moich chłopców.
Najtrudniejsze było dla mnie pogodzenie metody Cieszyńskiej z metodą Montessori. W metodzie sylabowej, najpierw uczymy dziecko czytać, potem pisać ze względu na to, że nie uczymy dziecka pojedynczych liter. Oczywiście można uczyć pisania całych sylab, ale wtedy dobrze, żeby dziecko chciało pisać. Moje nie chciały. A ja martwiłam się, że minie im okres wrażliwości na pisanie, który wg Marii Montessori pojawia się około czwartego roku życia. Na szczęście moje zmartwienia okazały się niepotrzebne i dziś obaj chłopcy chcą uczyć się pisać.
Zaczęliśmy od wzmacniania napięcia mięśniowego. Mamy za sobą szereg różnych ćwiczeń, które fizjoterapeuci zlecali nam do domu. Hipoterapię (Mikołaj) i pływanie (obaj). Mnóstwo (!) ćwiczeń praktycznego życia. Wycinanie, lepienie, rysowanie, malowanie i co tylko mogłam wymyślić lub podpatrzeć na innych blogach. I wreszcie to, co wg mnie zadziałało: jazda na rowerze na dwóch kółkach! Gdy chłopcy opanowali tę umiejętność i codziennie ją doskonalili na coraz dłuższych wycieczkach rowerowych, zaobserwowałam niesamowitą zmianę w działaniu ich rąk. Zaczęła się wielka miłość do rysowania, która przerodziła się w miłość do pisania. Hura!
Pozostało mi tylko pogodzić wskazówki, dwóch mądrych kobiet i można zacząć naukę pisania (nawiasem pisząc: zupełnie wbrew zaleceniom podstawy programowej).
W przypadku Mikołaja sprawa była dosyć prosta: on potrafi czytać i teraz można mu bez problemu wprowadzać nazwy liter. A ponieważ jest już w zerówce uczę go równocześnie: literowania i pisania na kartce. Korzystamy z naszego ruchomego alfabetu: na początku układał wyrazy, teraz krótkie zdania.
A żeby ćwiczył technikę pisania... wymyślam coraz to inne zabawy. Jedną z zabaw było na przykład pisanie malutkim kawałkiem mokrej gąbeczki po napisanych przeze mnie słowach na tablicy. Pomysł pochodzi stąd.
Oczywiście, teraz wykorzystuję nasze różne zajęcia, żeby ćwiczyć pisanie. Mikołaj podpisuje kontynenty gdy uczymy się geografii albo wpisuje nazwy brył geometrycznych gdy z nimi pracuje. Każda okazja jest dobra, żeby coś napisać. Dla niego największym wyzwaniem jest utrzymanie prawidłowego kierunku pisania liter - niestety skrzyżowana lateralizacja robi swoje i Mikołaj konsekwentnie pisze "i" od dołu, "o" zgodnie z ruchem wskazówek zegara itd. Dlatego potrzebuje wielu powtórek!
Ostatnio stworzyłam dla niego szybką grę. Na planszy były pola pomarańczowe i zielone. Kto stanął na zielonym polu musiał wylosować z woreczka przedmiot i zapisać jego nazwę w kolorowej soli. Gra tak się Mikołajowi spodobała, że oszukiwał, żeby stanąć na zielonym polu! (sprawdzał czy widzę, że oszukuje - czyli z teorią umysłu nie jest źle;-)) W kolejnych wersjach graliśmy zapisując wyrazy w liniach na karteczkach - nadal mu się podobało. Ważne tylko, żeby wygrywał ;-)
W przypadku Dominika pisanie samych liter odpada. Odpada też pisanie większości wyrazów, bo on nie potrafi jeszcze czytać i nie zna wszystkich sylab. Coś jednak dało się zrobić ;-) Zaczęłam od przygotowania dla niego szorstkiego imienia. Na kawałek płyty HDF nakleiłam samoprzylepną folię niebieską (ulubiony kolor Dominika) a na tym wycięte z papieru ściernego jego imię. To był początek jego pisania - umiejętność podpisania się zadziałała motywująco do dalszej nauki i zdecydowanie poprawiła mu samoocenę!
Po tych zabawach, Dominik odkrył na nowo nasze szorstkie samogłoski, co skłoniło mnie do realizacji mojego dawnego pomysłu na produkcję szorstkich sylab. Odkładałam ten pomysł wiedząc jak czasochłonne to będzie zajęcie, ale uznałam, że teraz będzie to warte zachodu. Nie pomyliłam się!
Zrobiłam pełny zestaw sylab ze spółgłoskami P i M, czyli po sześć sylab. Chciałam robić pojedyncze sylaby przy kolejnych spółgłoskach, ale na razie jest to dla mnie nieosiągalne czasowo. W zamian pokazuję Dominikowi jak się pisze inne sylaby i on je naśladuje.
Wykorzystaliśmy też szorstkie sylaby aby zagrać w grę, w którą grał Mikołaj. Powiedziałam Dominikowi, że tamta wersja jest dla siedmiolatków a ta dla czteroipółlatków. Przyjął to do wiadomości więc graliśmy i pisaliśmy ;-)
Kolejny pomysł to kopiowanie przy pomocy kalki. Na kartonikach piszę wyrazy lub sylaby a Dominik pisze po śladzie na kalce. Ostatnio jego sprawność manualna tak się poprawiła, że potrafi to robić zadziwiająco równo! I co najważniejsze: cieszy go to!
W czasie pisania Dominika, nigdy nie nazywam pojedyńczych liter! Piszę całą sylabę i wymawiam jej nazwę. Czasem piszemy wyrazy, ale wtedy też dzielimy je na sylaby, lub gdy jest to trudny wyraz wymawiam całą nazwę. W ten sposób staram się łączyć potrzebę pisania mojego synka (i wykorzystując jego fazę wrażliwości na pisanie) i naukę czytania metodą symultaniczno-sekwencyjną. Wielokrotnie pisałam na tym blogu, że uważam tę metodę za najlepszą do nauki czytania małych dzieci oraz dzieci z problemami dyslektycznymi. I jestem przekonana, że gdyby Maria Montessori miała okazję zapoznać się z językiem polskim i metodą prof. Cieszyńskiej, zgodziłaby się ze mną!
Najtrudniejsze było dla mnie pogodzenie metody Cieszyńskiej z metodą Montessori. W metodzie sylabowej, najpierw uczymy dziecko czytać, potem pisać ze względu na to, że nie uczymy dziecka pojedynczych liter. Oczywiście można uczyć pisania całych sylab, ale wtedy dobrze, żeby dziecko chciało pisać. Moje nie chciały. A ja martwiłam się, że minie im okres wrażliwości na pisanie, który wg Marii Montessori pojawia się około czwartego roku życia. Na szczęście moje zmartwienia okazały się niepotrzebne i dziś obaj chłopcy chcą uczyć się pisać.
Zaczęliśmy od wzmacniania napięcia mięśniowego. Mamy za sobą szereg różnych ćwiczeń, które fizjoterapeuci zlecali nam do domu. Hipoterapię (Mikołaj) i pływanie (obaj). Mnóstwo (!) ćwiczeń praktycznego życia. Wycinanie, lepienie, rysowanie, malowanie i co tylko mogłam wymyślić lub podpatrzeć na innych blogach. I wreszcie to, co wg mnie zadziałało: jazda na rowerze na dwóch kółkach! Gdy chłopcy opanowali tę umiejętność i codziennie ją doskonalili na coraz dłuższych wycieczkach rowerowych, zaobserwowałam niesamowitą zmianę w działaniu ich rąk. Zaczęła się wielka miłość do rysowania, która przerodziła się w miłość do pisania. Hura!
Pozostało mi tylko pogodzić wskazówki, dwóch mądrych kobiet i można zacząć naukę pisania (nawiasem pisząc: zupełnie wbrew zaleceniom podstawy programowej).
nauka literowania z ruchomym alfabetem |
A żeby ćwiczył technikę pisania... wymyślam coraz to inne zabawy. Jedną z zabaw było na przykład pisanie malutkim kawałkiem mokrej gąbeczki po napisanych przeze mnie słowach na tablicy. Pomysł pochodzi stąd.
piszę czy zmazuję? |
Ostatnio stworzyłam dla niego szybką grę. Na planszy były pola pomarańczowe i zielone. Kto stanął na zielonym polu musiał wylosować z woreczka przedmiot i zapisać jego nazwę w kolorowej soli. Gra tak się Mikołajowi spodobała, że oszukiwał, żeby stanąć na zielonym polu! (sprawdzał czy widzę, że oszukuje - czyli z teorią umysłu nie jest źle;-)) W kolejnych wersjach graliśmy zapisując wyrazy w liniach na karteczkach - nadal mu się podobało. Ważne tylko, żeby wygrywał ;-)
plansza do gry i woreczek z przedmiotami do losowania |
pisanie w kolorowej soli |
W przypadku Dominika pisanie samych liter odpada. Odpada też pisanie większości wyrazów, bo on nie potrafi jeszcze czytać i nie zna wszystkich sylab. Coś jednak dało się zrobić ;-) Zaczęłam od przygotowania dla niego szorstkiego imienia. Na kawałek płyty HDF nakleiłam samoprzylepną folię niebieską (ulubiony kolor Dominika) a na tym wycięte z papieru ściernego jego imię. To był początek jego pisania - umiejętność podpisania się zadziałała motywująco do dalszej nauki i zdecydowanie poprawiła mu samoocenę!
szorstkie imię |
Dominik w czasie pracy |
Po tych zabawach, Dominik odkrył na nowo nasze szorstkie samogłoski, co skłoniło mnie do realizacji mojego dawnego pomysłu na produkcję szorstkich sylab. Odkładałam ten pomysł wiedząc jak czasochłonne to będzie zajęcie, ale uznałam, że teraz będzie to warte zachodu. Nie pomyliłam się!
praca z szorstkimi sylabami |
Wykorzystaliśmy też szorstkie sylaby aby zagrać w grę, w którą grał Mikołaj. Powiedziałam Dominikowi, że tamta wersja jest dla siedmiolatków a ta dla czteroipółlatków. Przyjął to do wiadomości więc graliśmy i pisaliśmy ;-)
szorstkie sylaby i pisanie na kartce |
Kolejny pomysł to kopiowanie przy pomocy kalki. Na kartonikach piszę wyrazy lub sylaby a Dominik pisze po śladzie na kalce. Ostatnio jego sprawność manualna tak się poprawiła, że potrafi to robić zadziwiająco równo! I co najważniejsze: cieszy go to!
kalkowanie |
W czasie pisania Dominika, nigdy nie nazywam pojedyńczych liter! Piszę całą sylabę i wymawiam jej nazwę. Czasem piszemy wyrazy, ale wtedy też dzielimy je na sylaby, lub gdy jest to trudny wyraz wymawiam całą nazwę. W ten sposób staram się łączyć potrzebę pisania mojego synka (i wykorzystując jego fazę wrażliwości na pisanie) i naukę czytania metodą symultaniczno-sekwencyjną. Wielokrotnie pisałam na tym blogu, że uważam tę metodę za najlepszą do nauki czytania małych dzieci oraz dzieci z problemami dyslektycznymi. I jestem przekonana, że gdyby Maria Montessori miała okazję zapoznać się z językiem polskim i metodą prof. Cieszyńskiej, zgodziłaby się ze mną!