Kiedy koszyki ze skarbami przestały Klarze wystarczać, szukałam dla niej zabawek, które nie bawią ogłupiając, ale pozwalają na sensowne i celowe działanie. Zaczęłam od pozbycia się całej góry "edukacyjnych" zabawek, które należały kiedyś do chłopców, a te które zdecydowałam się zostawić, pozbawiłam baterii. Wiele z tych zabawek dostarcza maleństwu zbyt intensywnych bodźców, których delikatny układ nerwowy dziecka nie jest w stanie przetworzyć. Może to być jednym z powodów nadmiernej ruchliwości i późniejszych problemów z koncentracją u dzieci a w naszym przypadku na pewno jest to powodem nadmiernej drażliwości u mamy ;-) Elektronicznym zabawkom dla niemowląt - mówimy: nie!
koszyk z piłkami wszelakimi |
W książce "Montessori from the start" przeczytałam, jak ważne jest kształtowanie umiejętności koncentracji od początku życia dziecka. Zaczęłam więc zwracać na to uwagę. Nie przeszkadzałam gdy widziałam, że Klara jest czymś zajęta, nie rozpraszam jej przy jedzeniu, przewijaniu, ubieraniu. Od samego początku staram się włączyć ją w te czynności tak żeby była ich świadoma. A co z zabawkami? Przede wszystkim nie daję wszystkich naraz. Wybrałam kilka miejsc na podłodze lub nisko położonych półkach i tam kładę jej zabawki, tak żeby samodzielnie mogła po nie sięgać. Ma dwa koszyki ze skarbami, jeden w pokoju a drugi w kuchni (gdzie spędzamy sporą część dnia). Poza tym kilka rzeczy, które dają jej zajęcie na długi czas. Oto co aktualnie, znajduje się w jej zasięgu:
Nasza wersja montessoriańskiego permanence object box, (po polsku nazywa się to drewniane pudełko z kulą), w której to zabawce zakochałam się po obejrzeniu na youtubie kilku filmów tego typu. Pudełko nadaje się dla dzieci około 8 m-ca, kiedy to zaczyna się kształtować u nich zdolność rozumienia stałości przedmiotu. Chodzi o to, że gdy schowamy maluchowi np. misia pod chustką, to ono wie, że ten miś wciąż tam jest, co pokazuje podnosząc chustkę i szukając go. "Praca" z pudełkiem, wrzucanie piłeczki z góry i wyjmowanie z dołu, pomaga dziecku zrozumieć stałość przedmiotu, ćwiczy koordynację oko-ręka i daje szansę na ćwiczenie koncentracji. Nasze pudełko nie ma tacki, przez co piłeczka czasami ucieka, ale wtedy Klara ma okazję sobie poraczkować :-) Był to prezent - niespodzianka od znajomego stolarza i jest po prostu cudowne: pachnie lasem, jest gładkie i miłe w dotyku i w ogóle! A dodatkowo wydaje ciekawe odgłosy gdy w nie stukać drewnianym jajkiem lub łyżeczką. Klara ma to pudełko od dwóch miesięcy i codziennie jest w użyciu. Piłeczką jest kulka wyjęta z antyperspirantu (używamy też piłeczek pingpongowych, ale są lżejsze i nie toczą się tak dobrze).
wrzucam... |
...i jest! |
Druga zabawka montessoriańska to jajko w kieliszku. Serio! Drewniany kieliszek i do tego jajko dla maluchów ośmiomiesięcznych idealna zabawka. W oryginale wszystko jest z naturalnego drewna, ale ponieważ nie znalazłam nigdzie takich jajek, my mamy malowane. I też działa ;-)
Kolejnym hitem mojej córki są plastikowe misie w pojemniku - główce lego. Gdy zauważyłam, że Klara weszła w fazę wkładania wszystkiego do pojemników, wrzuciłam jej do główki misie i dałam do zabawy. Od dwóch miesięcy bawi się nimi codziennie, wyrzuca, wrzuca z powrotem, przekłada, wrzuca miśki do szuflady lub szafki. A gdy jej to wszyściutko poskładam, ona za jakiś czas zaczyna od nowa: wyrzucać, wrzucać etc. Zajmuje ją to na długi czas i fajnie popatrzeć z jakim skupieniem to robi :-) Poza tym, każdy miś jest zrobiony z jednego kawałka, więc nie ma możliwości, żeby się jakaś mała część odczepiła i została połknięta, więc misie są świetnymi gryzaczkami.
przekładam, przerzucam, przenoszę ;-) |
Jest jeszcze chodzik - pchacz, który dostał dawno temu malutki Mikołaj. Od frontu znajduje się otwór do wrzucania piłeczek i Klara uwielbia się tym bawić. Piłeczki wrzuca się u góry a one spadają na dole i od nowa i jeszcze - zabawa bez końca. A ponieważ piłeczki są trzy, można dwie z nich wziąć do rączek i zrobić "stuk, stuk". W zamyśle producenta ta zabawka po każdym wrzuceniu piłeczki wydawała dźwięki, grała też melodyjki gdy pociągało się za "lusterka" po bokach. Teraz oczywiście nie gra, bo w tej kwestii jestem nieugięta i baterii nie wkładamy. Szczerze powiem, że Klara bawi się tym tak samo intensywnie i radośnie, jak przed nią chłopcy, których podobno zachęcały do wrzucania piłeczek melodyjki...
"wrzuć piłeczkę, wrzuć piłeczkę" |
Kiedy Klara towarzyszy komuś w łazience, bawi się klockami magnesowymi przyczepionymi do pralki. Zdejmuje je, łączy ze sobą, rozłącza, znów przyczepia do pralki. Zabawa, która nie ma końca.
magnesy na pralce |
Poza tym Klara ma jedną pandę - maskotkę (nie liczę malutkich, które znajdują się w koszykach), kosz z piłkami (jedna większa z materiału, kilka plastikowych, i dwie malutkie zrobione przeze mnie (tak!) na szydełku). Okazjonalnie dostaje do zabawy pudło z autami chłopaków lub ich pluszaki i tyle. To wszystko do czego ma dostęp (+ całe mieszkanie dostosowane do raczkującego niemowlęcia:-)) I wierzcie lub nie, ale to wystarcza. Jest radosna, spokojna i nie wygląda jakby jej czegoś brakowało.
P.S. Jest jeszcze jedna zabawka-nie zabawka, która jednak zasługuje na osobny wpis...
Dziękuję za ten wpis :) Mam pytanie jak nazywają się klocki magnetyczne i gdzie można kupić misie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam mama Zosi i bliźniaków
Znalazłam klocki ;) to Geomag Gbaby ;)
OdpowiedzUsuńKasiu - zaskoczyłaś mnie tymi klockami, rzeczywiście je znalazłaś. Miałam Ci napisać, że nie mam pojęcia jak się nazywają bo to dostał parę lat temu Dominik. Misie to figurki, które były dodatkami do książeczek z serii "Miś Bruno", parę lat temu kupowałam w kioskach. Niemniej jednak, moją intencją nie było namawianie nikogo do zakupów - tylko do uważniejszego przyjrzenia się temu co dajemy naszym dzieciom, bo przynajmniej o połowę dajemy za dużo :-)
Usuń"Wyguglaj" sobie "montessori baby shelves" w grafice, znajdziesz mnóstwo pomysłów, ale zabawek dostępnych dla malucha jest zawsze tylko kilka. I właśnie na to chciałam zwrócić uwagę.
z pozdrowieniami :-)
magda(c)
Jak ja nienawidzę grająco-świecących zabawek dla dzieci. I do tego one są nieprawdopodobnie głośne, mają na raz wiele intensywnych kolorów! Po godzinie takiej zabawy dziecko jest tak przebodźcowane, że potem musi całą tą energię gdzieś wypuścić - najczęściej płaczem, histerią, itp. Dlatego całym sercem popieram wyjmowanie baterii!!!! :-))))))))
OdpowiedzUsuńP.S. Drewniane jajka są bardzo często na jarmarkach i kiermaszach na stoiskach z wyrobami z drewna (deski kuchenne, łyżki, miski, itp.)
Ja nie znoszę grających zabawek odkąd wiem, że zamiast pomagać maluchowi mogą mu szkodzić. Przy chłopakach nie byłam taka mądra :-)
UsuńA skoro piszesz, że jajka są to będę szukać! Pewnie będzie za późno dla Klary, ale za to na zaś - jak znalazł ;-)
przydadzą się do zabawy w sklep czy gotowanie :-)
UsuńMagdo, jajka mogą ci się przydać jeszcze do nauki kolorów, tak jak tutaj:
Usuńhttp://www.littleredfarm.com/2011/09/learning-colours.html
Pozdrawiam serdecznie,
Moni
Hej, mam w domu klocki Lamaze do budowania wieży (kt pożyczyła mi sąsiadka ;) i one od wczoraj przyczepione są do lodówki, niestety są za duże do ponownego przyczepiania dla małych rączek ale do strącania idealne ;) mój mąż był pod wrażeniem pomysłowości (pewnie za miesiąc bądź 2 będą je również przyczepiali).
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za inspiracje :)
P.S.
Te misie są słodkie i pomyślałam, że zamiast lalek dla chłopaków byłyby idealne do zabaw w rodzinkę, wydaje mi się, że pojawiają się na allegro ;)
te misie pochodzą z takiej serii książeczek o Misiu Bruno. Do każdej książeczki były takie misie w komplecie pasujące akurat do danej historyjki. Dziecko potem mogło sobie odtwarzać taki teatrzyk na podstawie książeczki. W ogóle fajne były te książeczki, poruszały ważne dla dzieci tematy jak np. nocne strachy czy zgubienie mamy na zakupach. My mamy tylko kilka bo potem już przestali je wznawiać :-(.
UsuńGenialne w swej prostocie. Za to najbardziej lubię Montessori.
OdpowiedzUsuńNa temat tych świecąco - wyjących zabawek nie będę się chyba wypowiadać, bo normalnie zacznę krzyczeć ;) Powiem tyle: wyobraźcie sobie piątkę maluchów, takich mniej więcej w wieku Klary. Każde ma w domu taki pchacz i każde wie, że jak gdzieśtam naciśnie to zacznie grać (wyć?). Luzik, można przeżyć (nie myślę o skutkach neurologiczno - laryngologicznych). To teraz wyobraźcie sobie tę samą piątkę maluchów w sali 20m2 i każde ze swoim pchaczem. I co widzicie?? Ja przeżywałam coś takiego w żłobku. Światło, wycie i ... płacz. Bo pięć takich pchaczy to już za dużo dla dzieci. A pani dyrektor nie chce przyjąć do wiadomości, że te zabawki są super... ale bez baterii. I żeby było śmieszniej - tak jest w co drugim żłobku!
Magda, bloga uwielbiam :))) To co Ty i chłopcy potraficie tu wyczyniać (Klara dopiero się uczy;)) to ... mojej wyobraźni nie starcza ;)
Kasiu, masz rację: materiały Monstessori są genialne w swej prostocie. I w tejże prostocie od jakiegoś czasu się zakochuję :-)
UsuńGrające zabawki... wiesz, ja przyznaję się, że przy chłopcach nie byłam taka mądra i na baterie wydawaliśmy majątek! Ale teraz wiem lepiej i tych samych błędów nie popełniam :-)
Dziękuję, ale Tobie to akurat wyobraźni chyba nie brakuje z tego co czytam na Twoim blogu!
Witam serdecznie, że też akurat dzisiaj na Ciebie trafiłam. :) Wpadlam na pomysl akcji zabaw z niemowlakami, a tu proszę - caly piękny post o tym. Mogę wykorzystać treści tu zawarte? :) Pozdrawia, przewijak.blogspot.pl :)
OdpowiedzUsuńWitaj, z ciekawością będę śledzić jak się rozwinie Twoja akcja - fajny pomysł :-)
UsuńA co konkretnie rozumiesz przez wykorzystanie treści?
Pomysły na zabawy :) oczywiście z informacją, ze pochodza od Ciebie :)
UsuńPrzewijko, doceniam to, że pytasz o moją zgodę, ale... wolałabym, żeby "moje treści" zostały u mnie. Jakoś tak lepiej się z tym czuję. Ale zawsze można linkować!
UsuńPozdrawiam serdecznie
magda(c)
Nie ma sprawy! Pozdrawiam!
UsuńDopisuję się do osób nie znoszących "ogłu(pia)szaczy", czyli wszelkiego głośnego pseudo-edukacyjnego plastiku. Ale cóż począć, gdy nawet jeśli my ich nie kupujemy, to niestety inne osoby z naszego (bliskiego) otoczenia co jakiś czas takowe prezenty wymyślają? Co zrobić w tym przypadku? Gabiś dostał raz od tutejszych dziadków takiego robota, który nie dość, że głośny jak cholera (za przeproszeniem), to kręci się wkoło i światłami łypie we wszystkie strony, aż oczopląsu można dostać. Jako, że to plastik, to oczywiście jedna para kół szybko się odłamała, ale nie mam serca wyrzucić całego tego paskudztwa do śmieci, bo Gabiś pamięta, że ma robota... no i to prezent, ech... A moi teściowie doskonale wiedzą, że mam przedszkole Montessori i że nie kupuję plastikowych zabawek. Ech, czasami ręcę opadają, że nie wspomnę o tym, że to już o złośliwość zakrawa...
OdpowiedzUsuńTak, Montessori jest wspaniałe, właśnie przez tą prostotę. Moja sześciomiesięczna Magda właśnie odkrywa świat po montessoriańsku, Nie miałam czasu, czy raczej głowy, do blogowania podczas ciąży i tych kilku pierwszych miesięcy jej życia, ale mam kilka rozpoczętych wpisów... pewnie będę się w nich odwoływała do Twoich wpisów, co by zanadto nie dublować, haha...
Pozdrawiam serdecznie,
Moni
Oj Moni, rozumiem Cię doskonale. Radzenie sobie z takimi prezentami to ciężka sprawa, zwłaszcza, że dzieciom się zazwyczaj podobają. Dla mnie problemem jest też ILOŚĆ tych zabawek i jeśli ktoś mnie pyta co kupić, to proszę o ubrania, książki lub materiały plastyczne (kredki etc). To się zawsze przyda a chłopcy też się cieszą z takich prezentów :-)
Usuńpozdrawiam:-)
Popsuć ;) Tzn. wyjąć baterię. To (najczęściej) chińskie coś bez baterii nie jest już ogłupiaczem neurologiczno-laryngologicznym dla dziecka. O wyobraźni tutaj nie myślę, bo to inna bajka;) Ciężko dziecku zabrać jedną z ulubionych zabawek, ale naprawdę można popsuć. Ba! Potem można "zanieść do pana, który powiedział, że nie da się naprawić, ale możesz bawić się takim robotem". "Takim" czyli bezbateryjnym. A babciom, dziadkom i ciociom - jeśli zapytają - wytłumaczyć delikatnie dlaczego wyjęłyście baterie. Albo nie tłumaczyć, tylko mówić, że się popsuło. O. :)))
UsuńBardzo fajna ta drewniana zabawka! Moja córka obecnie gustuje głównie w książeczkach, ale na gwiazdkę trzeba będzie coś fajnego wymyślić:-)
OdpowiedzUsuńO! Książeczki są najlepsze! Ja po prostu nie traktuję ich jako zabawek, więc zapomniałam o nich napisać:-)
Usuń