Czas płynął, chłopcy wyrośli i teraz zamiast terapii sensu stricto, razem chodzą na zajęcia dodatkowe. A ja czas w poczekalniach spędzam z Klarą. Na szczęście torebkę mam pojemną, oto co umila nam oczekiwanie:
Oczywiście książeczki. Na zdjęciu przedstawicielki naszych ulubionych - pierwsza to książeczki z serii Kocham czytać J. Cieszyńskiej. Polecam je wszystkim rodzicom maluszków, nawet jeśli nie myślą o nauce czytania, są świetną pomocą w rozwoju językowym dziecka. My z Klarą czytamy trzy pierwsze z serii.
"Przygody Miłka i Niezdarka" to książeczka z zestawu Zabawy Tutusia. Klara bardzo lubi, żeby jej to czytać - akcja jest tak prosta, że idealnie nadaje się dla rocznego maluszka.
Jest jeszcze nasza ukochana książeczka sensoryczna.
I moje ostatnie odkrycie: książeczki ze zdjęciami zamiast rysunków! Znalazłam je w empiku i mało nie umarłam z radości, w końcu wilk wygląda jak wilk, papryka jak papryka etc. Montessorianie na pewno mnie rozumieją :-)
Pudełeczka do odkręcania/otwierania: słoiczek po kremie, pojemniczek po farbie, plastikowe jajko i dwa klocki do łączenia i rozłączania.
Figurki zwierzątek - w ścisłej czołówce zabawek na mojej prywatnej liście. Nadają się do wszystkiego, u nas głównie pomagają w rozwoju języka (nazywanie, naśladowanie odgłosów).
I jeszcze karty do stymulacji języka, które przygotowałam dla Klary. Pierwsze to po prostu stara książeczka harmonijka, która się potargała. Zabezpieczyłam boki taśmą, nakleiłam napisy z odgłosami zwierząt (to z czasów gdy Dominik uczył się czytać wyrażenia dźwiękonaśladowcze) i włożyłam do plastikowej kieszonki zapinanej na zatrzask (dodatkowa atrakcja!).
Przygotowałam też fajne karty ze zwierzętami i ich mamami, które wydrukowałam stąd. Ponieważ Klara była za mała na dopasowywanie mam i dzieci, skleiłam te karty razem taśmą i na razie używamy ich do oglądania i nazywania a moja córeczka dodatkowo ustawia je sobie (ćwicząc koordynację wzrokowo-ruchową:)). Karty mają podpisy po angielsku, które miałam zamiar odciąć lub zakleić jednak zmieniłam zdanie, bo Mikołaj zainteresował się tymi angielskimi słówkami.
P.S. Oczywiście powyższa zawartość torebki to jedynie przykład. Poszczególne książeczki, pojemniczki, zwierzątka się zmieniają. Schemat jednak, pozostaje niezmienny.
Genialny sposób na nudę:-) wiadomo, że dzieci mają małą cierpliwość do czekania np w przychodni i trzeba ciągle je czymś zabawiać, więc ten zestaw jest trafiony
OdpowiedzUsuńTo prawda coś trzeba robić czekając. A najlepiej coś sensownego :-)
UsuńSkąd ja to znam:-) Między chłopakami mam 1,5 roku różnicy i też się najeździliśmy po lekarzach, głównie do alergologów i neurologów, a teraz jeszcze Róża:-)
OdpowiedzUsuńJak kupuję torebkę, to podstawowym kryterium jest wielkość... Wpierw pakuję książeczki, a jak starczy miejsca to inne rzeczy:-)
Dzięki za link do tego bloga, fajne materiały.
A ja właśnie, że myślałam o Tobie podczas pisania tego posta :)
UsuńOdnośnie książek ze zdjęciami - naszemu Mikołajowi zrobiliśmy kiedyś taką ze zwierzętami - najpierw narobiliśmy zdjęć w zoo, wywołaliśmy i wpakowaliśmy w taki mały albumik. Zdjęcia można było też, uważasz, wyjmować i wkładać ;)
OdpowiedzUsuńCo prawda zwierzęta były te raczej egzotyczne; teraz latem zaczaimy się na hodowlane - będzie książeczka dla Piątka :)
O tak! To jest super pomysł, tylko mi zawsze brak czasu na wykonanie. Teraz mam w głowie, taką książeczkę ze zdjęciami chłopców do nauki angielskiego - mam nadzieję, że projekt wejdzie w fazę realizacji :)
UsuńTorebka mamy to zawsze wspaniała skarbnica dla dzieci. Ja głównie noszę notesy i długopisy. Przydały się do rysowania/pisania/liczenia zwłaszcza ostatnio kiedy długo przesiadywałyśmy w poczekalni w przychodni lekarskiej. Widziałam też zazdrosne spojrzenia innych dzieci ;) na to, że moje marzą i piszą a one się nudzą ;)
OdpowiedzUsuńOoo, notesy i długopisy to ulubiony skarb mojego Dominika :)
UsuńA ja myslałam że wielkośc torby mamy zmniejsza się wraz ze wzrostem dzieci........
OdpowiedzUsuńTeraz mam ważenie że moja potrzebuje drugiego dna.... ;-)
Już sobie upatrzyłam materiał - będzie szycie mega wygodnej i dużej torby....
Magda- dołączaj szybko do 15-go -!
Nie ma to jak własnoręcznie uszyta torba. Mam nadzieję, że pokażesz co stworzysz!
UsuńU mnie na stałym wyposażeniu torebki (nie zawsze "czekanie" jest planowane) są drewniane kredki w sztywnym etui i kartki A5. Na obecnym etapie wystarcza na każde czekanie :-)
OdpowiedzUsuńI o to chodzi - wystarczy wybrać to co najfajniejsze dla naszego dziecka!
UsuńJa mam dzieci w wieku 5 i 8. W poczekalniach świetnie się nam sprawdzają małe (kieszonkowe) gierki planszowe lub logiczne. To akurat zawsze dobry czas na małą rodzinną rozgrywkę. Czasem nosimy też małe pudełeczko ze skarbami: małymi zabaweczkami z jajek niespodzianek, małe samochodziki, ludziki. Wszystko w wersji kompaktowej żeby matce ramię nie odpadło ;)
OdpowiedzUsuńJa lubię też gry "samochodowe" w 20 pytań/co mam na myśli albo rysowanie na plecach i druga osoba zgaduje co to było. Nadają się dla starszych dzieci i nic do nich nie jest potrzebne :)
UsuńDzisiaj właśnie zakupiłam przez neta kilka książeczek z serii "rosnę i poznaję" na prezent dla maluchów z rodziny:) Dzięki:) Chociaż spodziewałam się troszeczkę czegoś innego.
OdpowiedzUsuńBo muszę powiedzieć, że niecały rok temu udało mi się zdobyć nawet lepsze:) Ja zupełnie zapomniałam jak tamte wyglądały i myślałam, że trafiłaś na te same... Tamte nazywają się "album malucha". Sztywne, małe książeczki w środku są na prawie całą stronę śliczne zdjęcia np. zwierząt (nie tylko wycięte zwierzęta, ale też z otoczeniem) i napisana jest nazwa zwierzęcia dużym drukiem (można wykorzystać do nauki czytania ;)) Tam to jest dopiero montessoriański klimat;D Zachwyciły mnie wtedy na maksa:)
Aniu, dziękuję za wiadomość o książeczkach - poszukam ich na pewno!
Usuńpozdrawiam serdecznie :)