piątek, 19 września 2014

"Na pożegnanie wszyscy razem..."

Drodzy Moi...

w maju minęły trzy lata odkąd zaczęłam pisanie bloga. Nieśmiało i ostrożnie rozpoczynałam swoją blogową przygodę, zdobywając nowe doświadczenia i nawiązując blogowe przyjaźnie. Wtedy, w maju 2011 roku, nie miałam pojęcia ile radości przyniesie mi ten mój mały kawałek internetu. Niestety, wszystko co się zaczyna, musi się kiedyś skończyć i dziś nadszedł kres mojego blogowania. A przynajmniej zawieszenie działalności na czas nieokreślony. Zanim jednak zamilknę, chcę wykorzystać ten czas na "rozliczenia" i podziękowania.

Dzięki temu blogowi:
  • weszłam w wirtualną grupę mam, dla których ważne są te same tematy, które nie nudzą się kolejnymi pomysłami na zabawy, które zawsze dopingują do dalszego działania
  • dostałam w prezencie bezpłatny kurs montessori, który miał i nadal ma ogromny wpływ na to jak i czego uczę chłopców
  • dostałam w prezencie zabawki dla chłopców (wyobrażacie sobie, że ktoś przysyła Wam maila z pytaniem: czy mogę wysłać Twoim dzieciom zabawki z prezencie?)
  • miałam swój udział w tworzeniu magazynu internetowego Pobite Gary
Jeżeli, któryś z powyższych punktów odnosi się do Ciebie: dziękuję!
Jeżeli jesteś jedną z tych osób, która przysłała mi maila, tylko po to, żeby napisać, że podoba jej się to co robię i lubi czytać mój blog: dziękuję!
Jeżeli czytałaś/eś mój blog: dziękuję!
Jeżeli kiedykolwiek pozostawiłeś po sobie ślad, w postaci komentarza: dziękuję!

 Dlaczego rezygnuję? Powód jest prosty: czas! Nie, nie mówię, że mi go brakuje, po prostu chcę go inaczej wykorzystać. Na przykład: w ramach samorozwoju/dawania dzieciom przykładu postanowiłam  przenieść mój angielski o parę "leveli" wyżej. Zapisałam się do szkoły angielskiego i równocześnie staram się w miarę systematycznie uczyć w domu. I to wymaga CZASU. Podobnie jak czasu wymaga szydełkowanie, którym zaraziłam się dosyć skutecznie i z którego nie chcę rezygnować. A ponieważ chwil dla siebie mam jak na lekarstwo, trzeba coś wybrać. Blog musi poczekać na dogodniejszy moment.

A na pożegnanie, kilka zdjęć z wakacyjnych zabaw Klary:


przenoszenie nakrętek sitkiem

krojenie kalarepy

zabawa w piance do golenia

taca+szklane kamyki (pamiętacie?)

przelewanie wody

"pomaganie" bratu w nauce pisania :)

I jeszcze plac zabaw/tor przeszkód, który ustawili sobie chłopcy (wiecie, że kocham takie twórcze zabawy):

tor przeszkód chłopaków :)
Chłopcy szczegółowo ustalili zasady a potem biegali mierząc czas i próbując pobić kolejne rekordy :)

I już całkiem na koniec, chwalę się kotkiem, którego zrobiłam dla Klary, zainspirowana przez niejaką Jarecką:

wzór na kotka TUTAJ

"Skacząc w kałużach" pozostaje tu gdzie jest, może kiedyś wrócę do pisania. Dziękuję Wam za to, że byliście z nami przez te lata.

magda(c)
z Mikołajem, Dominikiem i Klarą

poniedziałek, 15 września 2014

Do 15-go każdego miesiąca - wrzesień

U mnie dziś podobne dylematy co u aeljot. Czytać książkę czy kończyć szydełkowego kotka dla Klary? Oto jest pytanie...


(A obiad może sam się ugotuje?)

miłego popołudnia :)

wtorek, 15 lipca 2014

Do 15-go każdego miesiąca - lipiec


Chłopcy na wsi - mój ideał dziecięcej zabawy:

Dodaj napis

'I learn English' oraz 'The winner is..' :)

Ze wszystkich naszych zadań "szkolnych" i mniej szkolnych, najbardziej lubię zajęcia z angielskiego, które w naszym domu nazywamy 'English time'. Być może dlatego, że zupełnie niespodziewanie okazało się, że Mikołaj przyswaja nowy język w szaleńczym tempie i bez większych problemów. (Materiał klasy pierwszej opanował od października do kwietnia, a zaczął naukę kompletnie od zera!) Moim głównym celem gdy zaczynaliśmy w październiku było wzbudzenie pozytywnego stosunku do angielskiego, pokazanie, że nauka języka jest łatwa i przyjemna. Udało się! 'English time' jest zawsze na koniec wszystkich innych, mniej lubianych zadań. Dziś chciałam pokazać jedną z gier, którą przygotowałam dla chłopców - jak zawsze z tego co akurat było w domu :)

Dostaliśmy w spadku po jakimś dziecku, cały zestaw książeczek Scooby Doo, prawdziwy koszmar do czytania, ale chłopcom się podobają więc Mikołaj czyta sam, Dominik ogląda obrazki. Jednak na końcu każdej książeczki, znajdowały się obrazki z podpisami do nauki angielskiego. Trzeba było skorzystać. Obrazki wycięte, zalaminowane i znów wycięte trafiły do koszyka.


Na szybko powstała plansza do gry - kto stanie na zielonym polu, może wylosować obrazek, nazywamy go po angielsku i kładzie na swoim pasku. Wygrywa ten, kto ma najwięcej obrazków na końcu. Celowo nie wprowadzałam zasady "jeśli nazwiesz obrazek poprawnie, możesz go wziąć" bo chłopcy są na to jeszcze za mali. Ćwiczymy sobie różne konstrukcje językowe: "What's this? It's a..."; "What do you have? I have a..."; "my turn/your turn/roll a dice" etc.





Paski powstały z zalaminowanych, przeciętych wzdłuż na pół kolorowych kartek, sklejonych potem taśmą. Dzięki temu możemy je rozkładać gdy obrazki przestają się mieścić. I używamy kostki na której są maksymalnie trzy oczka - wolniej idziemy i więcej okazji do zdobycia obrazka. No i niezaprzeczalną atrakcją są obrazki ze Scooby Doo albo innymi bohaterami.

A teraz obiecany wynik zabawy, do której Was zaprosiliśmy. Dziękuję linum, MAMAtyce i Ja Sheili za pomysły na zabawy z językiem angielskim. Wszystkie wypróbujemy! A ponieważ nie jestem w stanie wybrać, lepszej odpowiedzi, zrobiłam losowanie, w wyniku którego książeczkę wyślemy do:

Ja Sheili.

Gratulujemy i prosimy o kontakt mailowy!
P.S. I specjalne podziękowania dla Buby, która poza konkursem podzieliła się ze mną rozmaitymi linkami dla małych anglistów. Pozdrawiam :)


wtorek, 24 czerwca 2014

Od nas, dla Was, czyli małe Candy na wakacje :)

Tik, tak, tik, tak... Czas płynie, czerwiec zbliża się ku końcowi. Czujecie już powiew wakacji? Lato to wspaniały czas, cały rok na nie czekamy. Nie lubię jednak, gdy mija na totalnym nicnierobieniu - to jak niewykorzystana szansa na coś ciekawego. My, przez całe lato uczymy się angielskiego. Nie jest to żadna kara: i ja, i Mikołaj uwielbiamy angielski a Dominik dosyć lubi i nie narzeka :) No bo jak tu narzekać, jeśli nauka polega na przytuleniu się do mamy na tarasie i słuchaniu jak czyta książkę po angielsku? Potem można się pobawić, pobiegać po łące nazywając angielskimi słówkami świat dookoła i pośmiać się w czasie gry w kalambury (ćwiczymy angielskie czasowniki). Nie brzmi jak nauka, prawda? Dla tych, którzy mają ochotę na wakacyjne zabawy po angielsku, mamy niespodziankę.



 Oto książka "The Tiger Who Came to Tea" Judith Kerr, która szuka nowego domu. To krótka, zabawna historia - idealna na wakacyjną lekturę. Moim chłopcom bardzo się podobała. Ktoś chciałby aby zamieszkała u niego? Jeśli tak, zapraszam do zabawy:


Zasady zabawy:
1. Zostaw komentarz pod tym postem, w którym zaproponuj grę/zabawę/pomysł/wierszyk - cokolwiek, co można wykorzystać do nauki angielskiego.
2. Jeżeli posiadasz blog, wklej u siebie powyższy banerek (z linkiem odsyłającym do tego posta)
3. Jeżeli nie piszesz bloga, wciąż możesz wziąć udział w zabawie - pamiętaj tylko o punkcie pierwszym :)
4. Zabawa trwa do 14 lipca, do godziny 24:00, ogłoszenie wyników będzie 15 lipca, po czym niezwłocznie wyślę książeczkę. Zwycięzca zostanie wybrany przeze mnie, jak najbardziej subiektywnie.

P.S. Zastrzegam sobie prawo do zmian w zasadach :)

Zapraszam serdecznie!
magda(c)

piątek, 13 czerwca 2014

Pomiędzy...

Czerwiec wypadł nam jakoś pomiędzy. Po całomiesięcznym leniuchowaniu w maju (Mikołaj zdał egzaminy kończące pierwszą klasę pod koniec kwietnia), wypoczęci, nasyceni słońcem i zabawą na świeżym powietrzu wróciliśmy do naszych zajęć. Ale żeby nie było, że taka podła matka jestem co męczy dzieci niekończącą się nauką, śpieszę donieść, że pracujemy niewiele. W sam raz tyle ile nam potrzeba. Każdego dnia trochę matematyki i angielskiego oraz wspólne czytanie książek (tzn. mama czyta, chłopcy słuchają) a potem aż do wieczora: brudźcie się dzieci ile wlezie. Wszak jest prawdą ogólnie znaną, że dzieci dzielą się na czyste i szczęśliwe. Patrząc codziennie wieczorem na moją trójkę, mogę stwierdzić tylko jedno: to naprawdę szczęśliwa trójka :)

 domowe farby do malowania palcami

Wczoraj rano usłyszałam rozmowę moich synów:
Mikołaj: "Hura! Wczoraj nie było zajęć."
Dominik: "Były! Był sklep!"
Mikołaj: "Nie było! Sklep to była zabawa a nie zajęcia."
Dominik: "To były zajęcia!"
Mikołaj: "Nieprawda! Zabawa!"
Dominik: "Nauka!"
Mikołaj: "Ale mama mówiła, że nauka może być zabawą."

 ćwiczymy dodawanie, odejmowanie, wydawanie reszty i decydowanie na co starczy nam pieniędzy a z czego zrezygnować

Korzystam z tego, że mamy więcej czasu żeby nasza nauka, naprawdę była zabawą. Nie musimy się spieszyć z materiałem, egzaminy dopiero za rok. Ze wszystkim zdążymy.


Znalazłam fajny pomysł na zrobienie łóżka dla ludzików lego, ale ponieważ nie chciałam marnować zużywać tuszu w drukarce, zaproponowałam chłopcom oklejenie pudełek po zapałkach folią samoprzylepną. Na wierzch naklejali kółeczka wydziurkowane zwykłym dziurkaczem. Trochę filcu jako pościel i gotowe. Mikołaj nawet zrobił misia-przytulankę dla swojego ludzika.



I tak korzystamy z dobrodziejstw edukacji domowych, uczymy się/bawimy i cieszymy wiosną przechodzącą w lato. I być może uda mi się pokazać na blogu co robimy w tym czerwcowym "pomiędzy". Pomiędzy wakacjami a wakacjami :)

czwartek, 27 marca 2014

Chin z Findii, czyli geografia dla kibica skoków narciarskich

Wiem, wiem. Sezon się skończył, Kamil Stoch zdobył kryształową kulę, która potwierdziła, że jest obecnie "najlepszym skoczkiem świata", zawodnicy i trenerzy udali się na zasłużony odpoczynek a my możemy nie myśleć o skokach przynajmniej do letnich zawodów na igelicie. Yhy... Tylko wytłumaczcie to sześciolatkowi, który zapałał do skoków miłością bezwzględną! No, niestety nie da się. Każdego ranka budzą mnie okrzyki, które pozwalają mi mniemać, że nawet jeśli z braku skoczni w pobliżu, syn mój nie zostanie skoczkiem, to na pewno może zrobić karierę jako komentator sportowy :)
Ingerować w jego życiowe wybory nie będę, ścieżek przed nim prostować też, ale gdy pewnego poranka (a raczej w środku nocy - w końcu to 6:55 była!) usłyszałam, że teraz będzie skakał Chin z Findii, uznałam że czas podszkolić dziecię z geografii. Tak, na wszelki wypadek :)

Kamil Stoch, po zdobyciu złota olimpijskiego

Najpierw wydrukowałam mapę (na STRONĘ Z MAPAMI trafiłam dzięki TEMU WPISOWI Lasche)
Chłopcy sami układali, potem kolorowali a ja pomogłam im posklejać. Potem moi mali kibice wymieniali nazwy krajów, z których pochodzą jacyś skoczkowie. Ja pokazywałam to państwo na zwykłej mapie Europy, Dominik odszukiwał na naszej konturowej i kolorował. Mikołaj pisał (kaligrafował) nazwę państwa i naklejał. Korzystaliśmy przy tym z książki Mizielińskich "Mapy", szkoda tylko, że niektórych państw tam nie było.

układamy mapę...

...kolorujemy i podpisujemy

Potem dopasowywaliśmy flagi do poszczególnych krajów, przy okazji omówiliśmy wszystkich sąsiadów Polski. Mikołaj wyszukiwał na mapie i odczytywał nazwy stolic.

Muszę powiedzieć, że to była świetna okazja do zapoznania dzieci z mapą Europy. Chłopcy potrafią teraz wskazać i nazwać sporo państw a Dominik rozpoznaje większość flag. Mikołaj miał zakamuflowane ćwiczenia kaligrafii.  Ale to była tylko moja mała "wtrątka" do wszystkich aktywności związanych ze skokami w naszym domu, które moi synowie organizują sobie sami.

telemark!
jedna z pierwszych list skoczków
radosna twórczość Mikołaja

Dominik codziennie przygotowuje listę skoczków, której integralną częścią są rysunki flag! Od rana do wieczora bawi się w skoki - albo sam wciela się w zawodników, albo w tej roli występują autka. Powstają coraz to nowe modele nart, kasków, gogli, koszulek lidera i medali. Nieskończona liczba rysunków, książeczek i kukiełek skoczków. Mikołaj zrobił model skoczni z Kamilem Stochem w locie.
Na spacerach, trzeba trenować skoki. Najlepiej włączyć do zabawy tatę, dziadziusia, wujków i wszystkich chętnych. Babcię zatrudnić do machania chorągiewką. Siostrę usadzić w łóżeczku jako publiczność. Po prostu szaleństwo!