piątek, 26 października 2012

Pory roku, miesiące i dni tygodnia - na okrągło.

Odkąd zaczęliśmy naszą oficjalną edukację domową, zrobiłam sobie listę zagadnień, które właściwie powinny już być opanowane, ale jednak nie są... jak na przykład nazwy pór roku, miesięcy i dni tygodnia. Krótko mówiąc nadrabiamy braki i chciałam Wam pokazać w jaki sposób.
Zaczęliśmy od standardowego pokazania wędrówki Ziemi wokół Słońca. Samo spacerowanie z globusem wokół świecy bardzo się chłopcom podobało, ale szczerze mówiąc nie jestem pewna czy zrozumieli skąd się właściwie biorą te pory roku... Może następnym razem ;-)
Na pewno zrozumieli skąd się bierze dzień i noc. I ile razy Ziemia okrążyła Słońce w czasie ich życia!

wędrówka Ziemi wokół Słońca
Potem przeszliśmy do ćwiczeń językowych. Miałam z jakiegoś starego numeru Nauczycielki Przedszkola plakat przedstawiający koło pór roku i miesięcy. Myślałam, że zawiesimy go sobie, ale po namyśle zmieniłam zdanie. Uznałam, że lepiej zrobimy sobie nasze własne koło. Chłopcy naklejali nazwy miesięcy, rysowali odpowiednie ilustracje do pór roku a przy okazji mogliśmy na ten temat porozmawiać. Zdecydowanie lepiej niż przypinać do ściany gotowca.

naklejamy...

...i gotowe
Potem przymocowaliśmy jeszcze czerwoną strzałkę, która wskazuje nam jaki jest miesiąc i pora roku.

Dominik miał problem ze zrozumieniem pojęcia "jutro". Za Chiny Ludowe nie mógł pojąć, że coś ma się wydarzyć jutro i że w pewnym momencie to jutro staje się "dzisiaj". Zrobiliśmy więc tygodniowy kalendarz kołowy. Pomysł widziałam kiedyś na jakimś blogu, ale niestety nie pamiętam gdzie. Wiem, że w oryginale kalendarz ten powstał z talerzyków papierowych. Ja wycięłam kółka z papieru, zalaminowałam i spięłam pinezką. Kalendarz powstawał we współpracy z Dominikiem - wybierał kolory pisaków, pomagał laminować etc. Teraz Mikołaj codziennie zmienia dzień i czyta Dominikowi, co będzie jutro, co było wczoraj... A Dominik jakby łapał o co chodzi z tym jutrem...



Poza tym Mikołaj ćwiczył pisanie nazw pór roku, miesięcy i dni tygodnia - ale o pisaniu innym razem. I o miesiącach też - jeśli zdążymy zrealizować mój pomysł przed narodzinami Maleństwa ;-)


wtorek, 23 października 2012

Kilka słów o Katechezie Dobrego Pasterza

Każdy, kto zna trochę pedagogikę montessori, słyszał o Katechezie Dobrego Pasterza. Jest to program wychowania religijnego dziecka, przygotowany w trzech grupach wiekowych: 3-6, 6-9 i 9-12. Już Maria Montessori zauważyła, że dzieci mają ogromne potrzeby rozwoju duchowego i rozpoczęła przygotowywanie metody wspomagania tego rozwoju, ale właściwa Katecheza Dobrego Pasterza została opracowana po śmierci Montessori, przez Sofię Cavaletti i Giannę Gobbi. Katecheza powinna stanowić integralną część metody montessori (niezależnie od wyznania - potrzeby duchowe dziecka są bardzo silnie rozwinięte!). W Stanach rozwinęła się nawet protestancka wersja Katechezy zwana Godly Play. W Polsce pod tym względem jest na razie ubogo. Bardzo trudno znaleźć informacje na temat Katechezy, dlatego gdy już mi się to udało, postanowiłam podzielić się kilkoma linkami do źródeł.

Przede wszystkim, każdego zainteresowanego rodzica lub katechetę zapraszam do tej strony. Stronę prowadzi dr Barbara Surma, która Katechezy uczyła się w Rzymie u samej Sofii Cavaletti i jest w tej dziedzinie niekwestionowanym autorytetem. Na stronie można znaleźć informacje na temat Katechezy w Polsce, o nowych książkach i materiałach oraz KURSACH, w których można uczestniczyć. Ja sama wzięłam udział w jednym z kursów (na razie) i jestem zachwycona! Wróciłam do domu z zamiarem zrewolucjonizowania wychowania religijnego moich chłopców ;-) 

A dla tych, którzy są zainteresowani tematem a na kurs nie mogą się wybrać polecam książkę Ja jestem Dobrym Pasterzem.

Na tej stronie można znaleźć artykuły dotyczące Katechezy Dobrego Pasterza.

EDYCJA: Zapomniałam jeszcze o jednym: oprócz książki Ja jestem Dobrym Pasterzem, są jeszcze wydane zeszyty ćwiczeń dla dzieci. Można je znaleźć  tutaj. Link do książki też zmieniłam - żeby wszystko było razem.

wtorek, 16 października 2012

Szorstkie tabliczki montessori

Nadszedł czas na jesienny numer magazynu Pobite Gary. Można go bezpłatnie pobrać TUTAJ. W dziale montessori znajdziecie mój artykuł dotyczący szorstkich tabliczek montessori wraz z instrukcją jak wykonać takie tabliczki samodzielnie.
Poza tym fantastyczny artykuł (nie mój) o montessoriańskiej zabawie w bank/sklep. Polecam wszystkim zakochanym w pedagogice montessori.


Ale to nie wszystko - w numerze mnóstwo zabaw związanych z tematem głównym: Miasto Masa Maszyna. Szukacie pomysłów na długie jesienne popołudnia? Już nie musicie daleko sięgać. Wystarczy zajrzeć do Pobitych Garów!

niedziela, 14 października 2012

"...więc chodź, pomaluj mój świat..."

Dziś szybka i prosta gra, która pomaga w zapamiętaniu nazw kontynentów. Powstała dla Dominika, który potrzebował małej powtórki. Każdy z graczy dostaje konturową mapę świata i musi pokolorować wszystkie kontynenty zgodnie z kolorami montessori. Kolejno rzucamy kostką i kolorujemy odpowiedni kontynent. Najlepiej byłoby mieć na kostce malutkie kontynenty w odpowiednich kolorach, ale ja wybrałam wersję łatwiejszą w przygotowaniu i po prostu napisałam nazwy, które odczytywał nam Mikołaj. W czasie gry korzystaliśmy z kart z kontynentami, żeby Dominik mógł sobie sprawdzać, jakiego koloru ma użyć. Kolorowaliśmy kredkami świecowymi i pastelami a na zakończenie pomalowaliśmy oceany akwarelami.  Efektem tej prostej gry, są prześliczne mapy:

mapa Mikołaja

mapa Dominika

A poniżej pomysł autorski Mikołaja. Gdy wyszłam, ułożył sobie z kart mapę świata. Fajne, prawda?

praca Mikołaja wg własnego pomysłu

Gdyby ktoś się zastanawiał jak zmieściłam siedem kontynentów na sześciu ściankach kostki, odpowiadam: Ameryki były razem. Napis głosił: "Ameryka Północna lub Południowa" i prawdę mówiąc była to kolejna atrakcja - można było SAMEMU wybierać!


wtorek, 9 października 2012

Ben 10, hot wheels i belki numeryczne Montessori

UWAGA: Ten tekst zawiera zabawy niezgodne z tradycyjną filozofią montessori. Osoby wyczulone na metodyczną poprawność czytają na własną odpowiedzialność.

Uczenie dzieci matematyki, nawet na poziomie bardzo podstawowym nie jest tym co robię najchętniej. Jakoś tak podświadomie wybieram inne zabawy i tematy, cyfry odkładając na "później". Dopiero oficjalne rozpoczęcie edukacji domowej sprawiło, że postanowiłam wziąć byka za rogi. Mikołaj potrafi trochę liczyć, ale sama nie wiedziałam dokładnie co i jak. Po wstępnym rozeznaniu, okazało się, że jesteśmy po etapie: "gdzie jest więcej?" a przed nami: "o ile więcej?". Wyciągnęłam nasze beleczki numeryczne i z zapałem zaczynam z Mikołajem ćwiczenia a on... hmm, w skrócie napiszę, że usłyszałam: "to jest nudne". Cóż było robić? Mogłam się uprzeć i ciągnąć dalej, bo przecież "trzeba się uczyć wszystkiego, nawet tego co nudne", ale... nie po to robimy edukację domową, żeby od początku dziecko zniechęcać do uczenia się. Potraktowałam tę sytuację jak wyzwanie - to ja mam sprawić, żeby nie było nudno! Proces godzenia się z tym, że materiał montessoriański jest bardziej atrakcyjny dla mnie niż dla Mikołaja trwał u mnie już od dłuższego czasu. Przyjęłam to wreszcie do wiadomości. Wyjęłam gazetkę z Ben10, która była ostatnią fascynacją Mikołaja i w kilka minut powstały takie oto zadania:

Gniew nad przepaścią

gotowy most

Szczerze mówiąc nie mam pojęcia kim są te postaci z bajki Ben 10, nie oglądamy jej. Mikołaj jednak jest zafascynowany tymi potworami i walką z nimi, kupujemy więc gazetki. Dzięki temu miałam z czego wyciąć całkiem sporą liczbę tych stworów. Wymyśliłam prostą historię, o tym że stwór pomaga Ben 10 i musi zdobyć dla niego magiczny kamień (na końcu mostu kładłam kamyki szklane, za każdym razem inny i inaczej go nazywając), ale most nad przepaścią jest za krótki i my musimy mu pomóc. Mikołaj miał przeliczyć długość mostu, dołożyć tyle żeby miał odpowiednią długość (czyli na początku zawsze belkę 1) i zastąpić odpowiednio długim mostem. Ja dbałam, żeby używać potrzebnych komunikatów i żebyśmy za każdym razem ustalili: o ile dłuższy musi być nasz most.
To był hit! Mikołajowi tak się spodobało to zadanie, że chciał jeszcze i jeszcze - więcej niż mu przygotowałam. Ta sytuacja zapoczątkowała prawdziwe szaleństwo z belkami - za każdym razem wymyślałam nową "oprawę" do tych samych zadań. I tak, w podobny sposób bawiliśmy się hot wheelsami:

potrzebny dłuższy most...
...i do wyścigu!

Był także epizod rycerski, kiedy rycerze mieli za krótkie kopie i musieliśmy im szukać dłuższych:

rycerz lego i jego kopia

W końcu doszliśmy do innych zadań, belki traktując jak narzędzie pomocnicze.Mikołaj wykonywał wszystkie zadania z chęcią, ja się cieszyłam i ogólnie atmosfera wokół naszych matematycznych zadań była fantastyczna.
potwory i ich oczy

Udało mi się osiągnąć dwa cele: Mikołaj zrozumiał o co tak naprawdę chodzi w pytaniu "o ile więcej?" i pozbył się niechęci do belek. Teraz chętnie z nich korzysta i przestał na ich widok wołać: "to jest nudne!" A przy okazji... Dominik, który przygląda się i przysłuchuje zajęciom Mikołaja, od razu "załapał" o co chodzi w tych zadaniach. Tak to młodszy brat uczy się przy starszym ;-)


poniedziałek, 1 października 2012

Rysowanie

Ten, kto śledzi mojego bloga od jakiegoś czasu, z pewnością wie, że zmagam się nieustannie ze słabą sprawnością manualną moich chłopców. Z tego powodu wciąż szukam nowych pomysłów na zachęcenie ich do rysowania i pisania, co jak do tej pory nie przynosiło spektakularnych efektów. Tak się jednak złożyło, że wrzesień był dla nas miesiącem niekończących się godzin spędzonych na rysowaniu i kolorowaniu - wszystko z inicjatywy chłopaków i zgodnie z ich pomysłami. Widząc ich zapał postanowiłam wyjść na przeciw tej niespodziewanej miłości do rysowania i przygotowałam różne zadania. Między innymi kupiłam książeczkę z serii Rysuję z Bolkiem i Lolkiem, gdzie krok po kroku przedstawione są proste, schematyczne rysunki zwierzątek. Żeby nie przytłaczać ich od razu wszystkimi kolejnymi krokami, przerysowałam je na pojedyncze kartki i czerwonym kolorem zaznaczyłam element, który aktualnie trzeba dorysować. Kartki ponumerowałam i odsłanialiśmy je po kolei. Mikołaj od razu rysował na kartce (i szczerze mówiąc było to zadanie poniżej jego możliwości) a Dominik w naszej tacy z kolorową solą. Całe szczęście, że nie dałam mu od razu kartki, bo nieudane próby działają na niego demotywująco a tak, wystarczyło potrząsnąć tacką i zacząć od nowa.

rysujemy rybkę w soli

Kolejnym etapem, było rysowanie pisakiem na tablicy (nieudane próby można szybko zetrzeć). Przykleiłam obrazki w odpowiedniej kolejności i Dominik mógł sobie rysować. Przy okazji ćwiczył spostrzeganie sekwencji od lewej do prawej strony.

rysujemy misia na tablicy

Te zabawy pojawiły się w odpowiednim momencie - po wakacjach obu chłopcom na tyle poprawiło się napięcie mięśniowe, że spod ich rąk wychodzą kolejne zaskakujące mnie dzieła. Chłopaki spędzają codziennie około dwóch godzin na rysowaniu, kolorowaniu lub próbach pisania. I wszystko z własnej, nieprzymuszonej woli a nawet bez jakiejkolwiek zachęty z mojej strony! Chyba weszliśmy w tak długo oczekiwaną przeze mnie fazę wrażliwości na pisanie. Ale o pisaniu innym razem...