środa, 28 grudnia 2011

Nominowana

Kittie z bloga Cudowne lata nominowała mnie do napisania pięciu rzeczy, które lubię. Jest mi niezmiernie miło i poczułam się wyróżniona tą nominacją, dlatego postanowiłam wziąć udział w tej blogowej zabawie. Oto pięć rzeczy, które lubię, w kolejności zupełnie przypadkowej:
  1. Lubię gorące, upalne noce w mieście.
  2. Lubię długie wędrówki po górach i lasach. Czas kiedy idę i idę i idę... wciąż przed siebie, zupełnie jak w piosence: 'Idę w góry cieszyć się życiem, oddać dłoniom halnego włosy...'
  3. Lubię owoce: wszystkie, zawsze i w każdej ilości ;-)
  4. Lubię zielone liście na drzewach. Każdej wiosny, gdy się wreszcie pojawią, nie mogę się nacieszyć, że już są.
  5. Lubię pisać bloga...
Powinnam zaprosić teraz pięć kolejnych osób do napisania o sobie. Nominuję więc:
K. z bloga Do dzieci z pasją
Ewę z bloga Wczesna Edukacja Antka i Kuby
Grażkę z bloga Grażka i jej watażka
Asiami z bloga Asiami - pomysłowa mama
wkropkę z bloga Blog wkropki

Proszę potraktujcie te nominację jako wyraz mojej sympatii i jeśli nie macie ochoty pisać pięciu rzeczy, które lubicie, nie róbcie tego. Pozdrawiam serdecznie ;-)

czwartek, 15 grudnia 2011

Pojemnik sensoryczny - Krochmal

Pamiętacie to jeszcze? Ten cudowny szelest i sztywność świeżo zmienionej pościeli? Jedno z najsilniejszych wspomnień dzieciństwa. Dziś krochmalu używamy inaczej - to zabawy! To jedna z najstarszych zabaw sensorycznych w naszym domu. Kiedy dzieci były młodsze, gotowałam krochmal, wlewałam do dużej miski i dawałam do zabawy dziecku siedzącemu w wannie. Bawiliśmy się krochmalem naturalnym albo dodawaliśmy farby, patrząc jak się fajnie mieszają. Odkąd odkryłam barwienie wody bibułą, najpierw koloruję wodę, potem gotuję krochmal. Ostatnimi czasy , substancja ta była u nas zapomniana i wróciła nagle w związku z glutowatymi zabawami Emmy. Tym razem krochmal zagościł w naszym pojemniku sensorycznym.

wspólne doświadczanie




Mikołaj bawił się pięć minut. O jakieś czterdzieści krócej niż Dominik ;-) Mój starszy syn uznał, że to jest obrzydliwe. Młodszy po skończonej zabawie powiedział: "następnym razem zrobisz mi niebieski?"

rozszerzenie zabawy: na dwie miski ;-)

P.S. Kolor wybierałam ja. Jak się ma dwóch synów, to człowiek ma mało okazji do napatrzenia się na różowy ;-)

środa, 14 grudnia 2011

Świąteczne kartki

W tym roku po raz drugi robiliśmy z dziećmi świąteczne kartki. Biorąc pod uwagę brak zdolności plastycznych mamy i słabą sprawność manualną synów, szukałam pomysłu na proste i efektowne karteczki. Z pomocą przyszły moje nowe dziurkacze z wzorkami. Z wydziurkowanych kształtów nakleiliśmy kompozycje na kartkach i gotowe.

nasze kartki

i więcej naszych kartek

Zielone karteczki mają w środku wklejone białe, na których Mikołaj narysował Pana Jezusa w żłóbku. Na karteczce po prawej narysował siebie jak "pilnuje Pana Jezusa".

Dzieciątko na sianku
Wykonanie tych kartek to naprawdę wspaniały, wspólny czas i mnóstwo satysfakcji z własnoręcznie wykonanego dzieła. A wszystko dzięki trzem, malutkim dziurkaczom ;-)

piątek, 9 grudnia 2011

Sylabowe zabawy - mix

Ostatnio zauważam coraz większą radość z czytania u mojego dziecka. Coraz większą. Jego entuzjazm rośnie wprost proporcjonalnie do umiejętności, codziennie chce czytać i prosi: "przygotuj mi coś czego jeszcze nie robiliśmy". Takim prośbom, odmówić zwyczajnie nie potrafię ;-) Zapraszam więc do naszych nowych sylabowych gier.
Pierwsza zabawa to ubieranie choinki. Początkowo myślałam o wycięciu papierowych bombek z napisanymi sylabami i zawieszaniu ich na prawdziwej choince, ale... choinki w domu jeszcze nie ma a ja wpadłam na coś szybszego w przygotowaniu. Jakby ktoś nie rozpoznał - bombkami są nakrętki po jogurtach pitnych. Tu z sylabami B i L ale w przygotowaniu mam następne. Trzeba korzystać póki choinkowy sezon trwa!

sylabowe bombki

Dawno, dawno temu wyrzuciłam resztki zmasakrowanych przez moje dzieci piankowych puzzli podłogowych. Zachowałam jednak kolorowe kółeczka, wiedząc że kiedyś na pewno się przydadzą. I nadszedł wreszcie ten dzień. Przy pomocy papierowej taśmy malarskiej i markera, krążki zmieniły się w sylabowe naleśniki. Naleśniki smażymy z obu stron, odkładamy na talerz potem jemy i zaczynamy zabawę od nowa. Dla mojego miłośnika zajęć kulinarnych ta zabawa może się nie kończyć. Przy okazji odwracania naleśników, ćwiczymy nadgarstek i koordynację wzrokowo - ruchową. Dodam jeszcze, że wielką atrakcją jest użycie prawdziwej patelni do naleśników.

Naleśnika? Może GA?

Inspiracją do kolejnej zabawy był ten post Grażki. Akurat miałam w domu kartonik z czterema dziurkami i powstała rodzinka misiów. Misie były bardzo głodne i zjadały dużo sylabowych smakołyków. Na kartce sylaby napisane są w trzech rzędach i opowiadając o misiach, przesuwamy kartonik w dół i w dół... Wyszła nam z tego świetna zabawa!


Misie Łakomczusie
Z miłości do mojego nowego dziurkacza powstała kolejna zabawa - choinkowy las. Wydziurkowane choineczki, podpisane i przyklejone taśmą do wykałaczek. Pierwszy zestaw wbijamy w styropian a potem choinki z drugiego zestawu szukają swoich braciszków. Przy okazji ćwiczymy sprawność manualną.

choinkowy las

A w poszukiwaniu innych pomysłowych zabawy z sylabami zajrzyjcie do Grażki tu, tu, tu i tu. Wszystkie te zabawy są zgodne z założeniami symultaniczno - sekwencyjnej metody nauki czytania. Polecam!

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Barbórka

Całe moje dzieciństwo spędziłam w rejonie górniczym. Marzenie o byciu górnikiem, było dla wielu chłopców czymś tak oczywistym jak dla innych bycie strażakiem... Każdego roku, początek grudnia oznaczał Barbórkę. W przedszkolu śpiewaliśmy piosenki, wystrojeni gościliśmy górników w mundurach, rysowaliśmy laurki... w szkole co roku robiliśmy czako na pracy technice. I jakoś mi dziwnie, że dzisiaj dzieci nie wiedzą co będzie czwartego grudnia, nie wiedzą nawet co to Barbórka! Dlatego zorganizowałam moim dzieciom trochę zabawy z tematach górniczo - barbórkowych. Tak, żeby miło spędzić czas a przy okazji przekazać trochę polskiej, wielowiekowej tradycji.
Pierwsze zadanie miało uczyć współpracy. Każdy z chłopców dostał dwa fragmenty pociętego obrazka. Mieli go ułożyć i nakleić na kartce, ale musieli to zrobić wspólnie - ustalić kto ma fragment pasujący do pierwszego prostokąta, poczekać na swoją kolej etc.

czyje dziś święto?
Oglądaliśmy sporo obrazków i zdjęć kopalni. Opowiadałam chłopcom, na czym polega praca górnika, jak wygląda strój roboczy górnika, jak wygląda mundur galowy, jakich narzędzi potrzeba do pracy w kopalni oraz w jaki sposób powstał węgiel i do czego jest potrzebny. Prawdę mówiąc sama byłam zaskoczona, jak byli zainteresowani.
Żeby się trochę poruszać, przygotowaliśmy sobie wąski, kopalniany tunel z koca i dwóch taboretów. Moi mali górnicy musieli się przeczołgać przez tunel i wydobyć węgiel, który tam się znajdował. Z entuzjazmem pokonywali tunel raz za razem a Mikołaj ogłosił się sztygarem ;-)

tunel kopalniany

Do rysowania użyliśmy węgla drzewnego. To było pierwsze zetknięcie chłopców z takim narzędziem pisarskim. Dominikowi początkowo przeszkadzało, że dociskany węgiel trochę się kruszył, ale parząc z jakim zapałem Mikołaj rysuje historię powstania węgla (!) powoli się przekonał. Powstał cały szereg dzieł a po skończeniu niektórzy wyglądali jakby dopiero wyjechali po zmianie na powierzchnię ;-)

górnik wydobywa węgiel

dzieło zbiorowe - wielowątkowe

Dla Mikołaja było też częste u nas ostatnio ćwiczenie słownikowe - wybierał, który przymiotnik pasuje do węgla. Dla urozmaicenia była bryłka węgla i lupa do dokładnej obserwacji.

obserwacja i opis

Oczywiście Barbórka nie może się odbyć bez orkiestry górniczej. My słuchaliśmy między innymi tej piosenki, która jakoś tak przypomina mi dzieciństwo...

Oczywiście nie zapomnieliśmy też o patronce górników Świętej Barbarze. Jej zdjęcie zdobiło niedzielną karteczkę w naszym adwentowym kalendarzu.

Barbórka już za nami a ja chciałam się podzielić z Wami prezentami jakie moje dzieci wykonały dla Świętego Mikołaja. Portrety położone zostały na podłodze koło łóżek, żeby nasz kochany Święty znalazł sobie jak odwiedzi nas tej nocy ;-)

prezenty dla Świętego Mikołaja
Mam nadzieję, że Święty Mikołaj zajrzy dziś do każdego...  Dobrej nocy ;-)

czwartek, 1 grudnia 2011

Domowe przedszkole Dominika - listopad

W listopadzie w naszym domowym przedszkolu, wciąż ważne miejsce zajmowały zabawy logopedyczne. Z radością ogłaszam, że głoski "k" i "g" pojawiają się już w spontanicznej mowie Dominika, we wszystkich pozycjach w wyrazie. Największym problemem są jeszcze słowa lub wyrażenia gdzie "k" i "t" znajdują się w sąsiedztwie i tak na przykład zamiast "kot" z buzi mojego synka wyskakuje: "tok" ;-) W tym miesiącu przygotowałam grę planszową zawierającą ćwiczone słowa. Zmieniłam też kostkę do gry, tak żeby miała oczka tylko 1-3. Po pierwsze Dominik ma problem przy liczeniu do pięciu lub sześciu a po drugie w ten sposób, mamy więcej okazji do ćwiczenia prawidłowej artykulacji.

logopedyczna gra planszowa

Drugą zabawą był woreczek z niespodziankami. Do woreczka włożyłam różne przedmioty zawierające ćwiczone przez nas głoski. Naprzemiennie losowaliśmy te przedmioty i nazywaliśmy. Potem chowaliśmy je z powrotem w ten sposób, że Dominik zamykał oczy, ja wkładałam mu do rączki jeden przedmiot a on musiał zgadnąć co tam ma. Ta zabawa nie straciła na atrakcyjności przez cały miesiąc. A największym hitem była nakręcana lokomotywa Kuba ;-)

ćwiczymy artykulację głoski "k"

Bawiliśmy się też w "zagadki" do czego zainspirowało mnie to małe pudełko, które część ściany ma przezroczyste. Włożyłam do środka oko i powiedziałam: "spójrz, oko w pudełku". Wtedy, na zmianę łączyliśmy dwa przedmioty np. Dominik włożył myszkę do kółka i pytał: "co to?" To była bardzo fajna zabawa dla nas obojga.
 Poza tym czytamy sylaby, bawimy się z szorstkimi samogłoskami. Dominik podejmuje próby pisania, np. w czasie malowania farbami.

A  O  A

Po długiej przerwie powróciły do łask nasze czerwone belki. Dominik bez problemu układa schody (wciąż metodą prób i błędów). Bawiliśmy się układając kwadratowy labirynt a potem pokazałam mu jak zbudować trójkątny. Najpierw próbował do niego wchodzić, ale korytarze były trochę za wąskie, więc toczyliśmy do środka kulę.

udało się wejść do środka!

tocz się kuleczko

do czego jeszcze mogą służyć belki?

Na początku miesiąca w czasie spaceru w lesie nazbieraliśmy trochę suchych liści bukowych. Ponieważ są dosyć sztywne i potrząsane wydają ciekawy dźwięk, wpadłam na pomysł zrobienia "instrumentu". Do zapomnianej puszki po herbatce dla niemowląt wrzuciliśmy liście, okleiłam ją taśmą dwustronną a Dominik oklejał kawałkami bibuły. Tak mu się spodobało, że gdy skończył i poprosił o jeszcze, dałam mu kawałki tektury i klej. Na zdjęciu poniżej widać efekt końcowy - wszystko za jednym zamachem ;-)

liściasta puszka szmerowa

klej, bibuła i tektura

 Dużo naszych zabaw powstaje z naszych śmieci. Na przykład z gazetki, która była już w strzępach i miałam ją wyrzucić, wycięłam karty z autkami i zrobiłam Dominikowi zabawę o której pisałam tutaj. Zadanie polegało na wyszukiwaniu połowy do wybranego auta. To świetny przerywnik dla żywiołowego fana motoryzacji.


Ze starej gry planszowej chłopcy wyjęli niepotrzebny kartonik, który wylądował w śmieciach. Uratowałam go przed unicestwieniem, zmieniając w szablon. Odrysowywaliśmy kółka, autka potem autka z kółkami itd. Zabawa była wspaniała. Zresztą sami zobaczcie: czy można wyrzucić coś takiego?

kartonowy szablon na kartce
Ćwiczymy też układanie sekwencji. Między innymi tak: na kartce narysowałam schematyczny pociąg a pod spodem nakleiłam pasek taśmy dwustronnej. Dałam Dominikowi postacie wycięte ze starej książeczki z zadaniami Klub Przyjaciół Myszki Miki (recykling!), które ponaklejał wg swojego uznania. Potem naklejaliśmy pocięte na cztery części słomki do napojów. Te są z Ikei - fajne bo w różnych kolorach. Oto efekt naszej pracy:

tory z kolorowych słomek
Wielkim hitem ostatniego miesiąca są robione samodzielnie gry planszowe. Dominik sam rysuje trasę, koloruje poszczególne pola i ustala zasady. Ja przygotowuję legendę i gramy! Polecenia są zawsze ruchowe, żadne tam "powiedz wierszyk" tylko idź do łazienki na czworakach i zaszczekaj" :-)))

I jeszcze dwie migawki z minionego miesiąca. Sortowanie żołędzi, kasztanów i orzechów szczypcami oraz nasza butelka tropiciela.

komu orzeszki, komu kasztanki?
 
butelka tropiciela
Myślę, że na ten post wystarczy... Udanego miesiąca wszystkim ;-)

środa, 30 listopada 2011

Adwentowe oczekiwanie

Adwent zaczął się już kilka dni temu, ja dopiero teraz mam chwilkę, żeby podzielić się tym, w jaki sposób w naszym domu czeka się na Boże Narodzenie. Nasze propozycje na ten rok, to: schody dla Dzieciątka, kalendarz i wieniec adwentowy.
Schodki pojawiły się w naszym domu trzy lata temu. Na moją prośbę, zrobił je dla Mikołaja Dziadziuś, wykorzystując w tym celu wieeele pudełek po zapałkach. Każdego dnia wieczorem, przekładamy figurkę Dzieciątka o jeden schodek niżej jako, że Pan Jezus schodzi do nas z nieba. W wigilijną noc przekładamy figurkę do żłóbka. To bardzo atrakcyjny sposób, pokazania dzieciom czym jest adwent? Na co tak naprawdę czekamy? I co to właściwie znaczy "Boże Narodzenie"?
Przekładaniu Dzieciątka, towarzyszy zawsze całowanie, ściskanie i szczere zapewnienia: "Nie mogę się doczekać, kiedy Pan Jezus się urodzi" ;-)

schodki dla Dzieciątka
W ubiegłym roku, uznałam że moje dzieci są gotowe na coś więcej i tak pojawiła się myśl o kalendarzu adwentowym. Po długich poszukiwaniach internetowych, podziwianiu adwentowych kalendarzy wszelkiej maści, zdecydowałam się na filcowy kalendarz z naszytymi ręcznie kieszonkami... Ale ponieważ filcu nigdzie nie było a czas się kończył, dzięki Babci powstał taki oto kalendarz:

kalendarz adwentowy

Kalendarz celowo jest ubogi w formę, nie chciałam, żeby niepotrzebne ozdobniki rozpraszały uwagę. W kieszonkach są karteczki, z jednej strony ozdobione naklejkami świątecznymi (każda kartka inna), z drugiej strony są zadania do wykonania. Ponieważ nasze dni są różne, zadania wpisuję codziennie, w zależności od tego ile mamy czasu. Są zadania polegające na wykonaniu jakiejś ozdoby na choinkę, zaśpiewaniu kolędy, wspólnym przeczytaniu książeczki. Wiele zadań pochodzi ze strony Making Learning Fun lub innych źródeł w internecie. Kalendarz jest wielką frajdą dla naszych chłopców, od rana trwa ustalanie kto dzisiaj wyjmuje karteczkę, zastanawianie się co na niej będzie i odliczanie ile dni jeszcze zostało i ile już minęło. Efektem ubocznym takiego kalendarza jest: ćwiczenie czytania, liczenia, znajomości dni tygodnia i uświadamianie upływu czasu.


Poza tym z ogromnym opóźnieniem ze względów technicznych pojawi się jutro u nas wieniec adwentowy, który zamierzamy zapalać w czasie modlitwy rodzinnej. Spodziewam się, że atrakcyjność modlitwy drastycznie wzrośnie ;-)

wtorek, 22 listopada 2011

Kolorowy listopad

W listopadzie zawsze marzę o słońcu. O zielonych liściach na drzewach. O kolorowych kwiatach. A za oknami: szaro, buro i ponuro, ach jak ponuro... Dlatego w tym roku zaplanowałam, że listopadowym tematem będą kolory.
Zaczęliśmy od barwienia wody bibułą. Do tej pory, to ja zajmowałam się przygotowywaniem kolorowej wody, tym razem chłopcy sami mogli spróbować. Radości nie było końca!
Następnym etapem miało być mieszanie kolorów. Na szczęście wcześniej sprawdziłam, czy się uda, niestety barwniki z bibuły były jakieś "dziwne" i żeby z czerwonej i żółtej wody zmieszać pomarańczowy, potrzeba było o wiele więcej żółtej niż czerwonej. W końcu mieszaliśmy bardzo rozrzedzone farby plakatowe. Muszę przyznać, że pozwolenie dziecku na sprawdzenie co wyjdzie jak zmieszamy żółty i niebieski, to jak pozwolenie na wielkie odkrycie.

mieszanie kolorów
Żeby urozmaicić zajęcia i utrwalić wiedzę skorzystaliśmy z koła do mieszania barw, które można znaleźć tutaj. Ponieważ my używaliśmy farb, które są gęstsze niż woda, nasze koło stało się odbiciem lustrzanym podstawowego.
koło barw
A kiedy byliśmy już przy malowaniu, zrobiliśmy sobie kolorowe sowy, które wypatrzyłam rok temu na blogu Frugal Family. Nasz zestaw okazał się hitem na całe dwa dni, które toczyły się wokół sów. Przy okazji poznawaliśmy bliżej te piękne ptaki, ich nazwy, zwyczaje i odgłosy jakie wydają.

nasza sowia rodzina
Ostatniej wiosny, butelki "I spy" można było znaleźć prawie na każdym blogu. My też wtedy taką mieliśmy: zwierzątka poukrywane w kaszy gryczanej. Teraz postanowiłam zrobić butelkę pełną kolorów. W środku barwiony ryż i malutkie różnokolorowe przedmioty. Do tego karta ze zdjęciami tych przedmiotów do wytropienia. Tym razem, zabawka została przyjęta z wielką radością i cała rodzina tropiła ;-)




Wydrukowałam chłopcom kolorowe tabliczki montessori z trzeciego pudełka. Można je znaleźć tutaj. Ponieważ nie wiedziałam, jak im się spodoba taka zabawa, wydrukowałam dwa kolory: niebieski i czerwony. Muszę powiedzieć, że o  ile w czerwonym wyraźnie widać różnice w odcieniach, o tyle w niebieskim nawet ja miałam problemy żeby ułożyć. Bawiliśmy się w różne wersje: dopasowywanie takich samych do już ułożonych, lub układanie od najjaśniejszych do najciemniejszych i odwrotnie. Wszystkie tabliczki oznakowałam od spodu i zrobiłam pasek kontrolny.

od najciemniejszego...

zamiast odcieni - dopasowujemy znaczki ;-)

Uff, na razie wystarczy tych zabaw, choć nie wyczerpują one naszego repertuaru na ten miesiąc, to pisanie o nich wyczerpało mnie ;-)


P.S. Kto jest zainteresowany kolorowymi tabliczkami montessori, co to jest i do czego służy, niech zajrzy do Ewy  tutaj i tutaj.

środa, 16 listopada 2011

Pojemnik sensoryczny - Minizaury oraz skorupkowe mozaiki.

Ten pojemnik powstał w kilka minut, jako pocieszenie dla chorego Dominika, który cały długi weekend spędził w domu i nie mógł towarzyszyć tacie i bratu w spacerach. Inspiracją był ten post oraz jeden z odcinków "Pradawnego lądu" zatytułowany "Inwazja minizaurów".

kraina Minizaurów

W pojemniku znalazły się:
  • bułka tarta, garść ziaren kukurydzy
  • kamyki, duża muszla
  • kartonowe tuby, patyczki po lodach
  • rafia, różowe piórka
  • drewniana łopatka
  • malutkie dinozaury (minizaury;-)) i skorupki z jajek
To była prawdziwa radość! Dominik bawił się przez czterdzieści minut (!) a potem dołączył do niego Mikołaj i jeszcze przez jakiś czas bawili się razem. Największą frajdą było kruszenie skorupek palcami a potem minizaurami. A jakie przygody spotkały naszych malutkich przyjaciół! Po jakimś czasie do pudła trafił też pędzelek do różu - mamie niepotrzebny a dinozaury musiały trochę sprzątać ;-)

Dominik odkrywa zawartość

Widząc zaangażowanie z jakim chłopcy kruszyli skorupki, przygotowałam im następne zadanie. Najpierw dostali pudełko pełne skorupek, które mieli pokruszyć palcami. Potem tymi skorupkami wyklejali jajka z kartonu oklejonego taśmą dwustronną.

kruszenie skorupek

 
skorupkowe mozaiki

Skorupki, które nam pozostały, tłukliśmy jeszcze w moździeżu, co dostarczyło nam dodatkowych efektów dźwiękowych. To była fajna zabawa a ja już zaczęłam zbierać skorupki do następnych sensorycznych zabaw.

niedziela, 13 listopada 2011

Deszcz

W trakcie naszych jesiennych zabaw, chciałam pokazać chłopcom jak wygląda obieg wody w przyrodzie i skąd właściwie bierze się deszcz. Ponieważ w lecie K opisała na swoim blogu deszczowe zajęcia, myślałam, że wykorzystam jej pomysły i gotowe! Używając kolorowej bibuły, papieru ściernego, płatków kosmetycznych zrobiłam pojedyncze karty i prosty schemat obiegu wody w przyrodzie.

obieg wody w przyrodzie

karty do układania
Zaczęłam im opowiadać i już po 30 sekundach widziałam, że Dominik jest znudzony a Mikołaj rozkojarzony. Myślę sobie: zrobimy doświadczenie, to im się spodoba! Rzeczywiście, układanie lodu na talerzyku było fajne, ale... nie przeprowadziłam wcześniej tego doświadczenia sama i nie wiedziałam, że tak długo trzeba czekać. Mimo śpiewania piosenki o deszczyku, chłopcy (zwłaszcza Dominik) baaardzo się nudzili.
Musiałam więc kombinować dalej. Po kilku dniach wymyśliłam. Przygotowałam scenografię (karton po jajkach, papier ścierny, niebieski papier samoprzylepny i pomponiki):


dałam każdemu do ręki po jednej kropelce (kamyk akrylowy) i zaczęłam opowiadać, jak słońce ogrzewa ziemię, woda paruje etc. Ja też miałam jedną kropelkę, więc chłopcy nie mieli problemu co w danej chwili dzieje się z kropelką. To było to! Bardzo im się podobało. Po tej zabawie znów wyciągnęłam karty i Mikołaj układał, dopasowywał podpisy, rysował strzałki (dokładnie jak Staś w lipcu). Potem poprosił o kartkę i sam (!) narysował obieg wody w przyrodzie. To było niesamowite!
Ponieważ Mikołaj najlepiej uczy się patrząc, szukałam dla niego filmiku obrazującego obieg wody w przyrodzie, ale muszę przyznać, że trudno znaleźć coś po polsku. W końcu stanęło na tej animacji. Jak było do przewidzenia oglądał jak zaczarowany, trzy razy z rzędu!
Po kilku dniach Mikołaj sam opowiadał historię kropelki ;-) Wiem, że zrozumiał na czym to polega, musimy tylko poćwiczyć narrację.

słoneczko świeci, woda paruje
Przygotowałam dla Mikołaja ćwiczenia językowe. Celem było doskonalenie umiejętności czytania ze zrozumieniem oraz poszerzanie słownictwa. Miał wybierać które słowo pasuje: przymiotniki opisujące deszcz i czasowniki.
jaki może być deszcz?

co robi?
Dla Dominika była mała styropianowa chmurka do której wkładał kropelki deszczu, za każdym razem wołając: "kap!"

Oczywiście musiała być praca plastyczna. Wieczory takie długie, że wyżywamy się artystycznie. Na papierze chłopcy narysowali chmury a potem kroplomierzami robili kropelki deszczu (woda zabarwiona bibułą).

kap, kap
Do tematu obiegu wody w przyrodzie powrócimy w zimie, gdy będziemy się uczyć o śniegu. Na razie temat uważam za wyczerpany, jako że Mikołaj patrząc na gotującą się zupę skomentował: znowu parowanie!