piątek, 8 listopada 2013

Ćwiczenia pamięci

Ćwiczenia pamięci. Od początku mojego blogowania miałam nadzieję, że znajdę czas aby szczegółowo je opisać, ale teraz już nie muszę bo zrobiła to Kasia - TUTAJ. Tak więc odsyłając do niej po wyjaśnienia i instrukcje jak ćwiczyć pamięć (to bardzo ważne ćwiczenia przed i w trakcie nauki czytania!) pokazuję mój pomysł na urozmaicenie tych zadań. Pomysł jak zwykle z recyklingu :-)





Dwie rolki po ręcznikach papierowych, dwie identyczne gazetki reklamowe marketu + klej, nożyczki i gumka recepturka. Jedną rolkę włożyłam w drugą, na wewnętrznej ponaklejałam obrazki, na zewnętrznej wycięłam okienko. Poza tym zewnętrzna rolka była przecięta wzdłuż, więc aby nie spadała nałożyłam na nią gumkę. Dominik z radością wykonywał to ćwiczenie, mimo że wcześniej był bardzo zniechęcony do tych zadań, sprawiały mu one sporo problemów ale w nowej szacie okazały się fajną zabawą! Najpierw zasłanialiśmy obrazki leżące na stole (np.kartką papieru) i przekręcaliśmy rolkę na wybrany zestaw, Dominik miał chwilę, żeby zapamiętać i wtedy odsłanialiśmy obrazki a zasłanialiśmy rolkę. Dominik wybierał, które obrazki były na rolce, odsłaniał rolkę i sprawdzał czy dobrze zapamiętał.


To co pokazuję, to ćwiczenia pamięci symultanicznej, mam zamiar przygotować też do pamięci sekwencyjnej, ale rolki po ręcznikach to bardzo rozchwytywany towar w naszym domu :-)

czwartek, 10 października 2013

Najpiękniejszy gest świata.

Jest taki gest, który każde zdrowo rozwijające się niemowlę zaczyna wykonywać około dziewiątego miesiąca życia. Gest, którego większość z nas nie docenia, bo cóż w tym szczególnego? Wszystkie dzieci to robią. Tyle, że... nie wszystkie. Ale po kolei.
Ten tajemniczy gest to nic innego jak gest wskazywania palcem. Pojawia się najwcześniej w dziewiątym miesiącu życia i jest niezwykle ważny i diagnostyczny. Gdy dziecko pokazuje rodzicowi palcem jakiś przedmiot, oznacza to iż rozumie, że rodzic i ono to dwie odrębne osoby. I rozumie, że można zwrócić uwagę dorosłego na różne interesujące rzeczy (które rodzic wtedy nazywa, dzięki czemu rozwija się język malucha). I wtedy pojawia się wspólna uwaga, kiedy niemowlę i opiekun patrzą na ten sam przedmiot czy obrazek. To podstawa do dalszego rozwoju społecznego, uczenia się.
Jako rodzice maluchów skupiamy się na kamieniach milowych w rozwoju dzieci: siedzeniu, raczkowaniu, staniu, chodzeniu. Nikt nie mówi, że jeśli roczne dziecko nie pokazuje palcem obrazków w książeczce to mamy się niepokoić. A powinniśmy, bo u większości dzieci autystycznych gest ten się nie pojawia... Skąd ja o tym wiem, chyba jest jasne? :-)

A zakończę optymistycznie tym oto zdjęciem:

"Klara, pokaż: gdzie jabłko?"




P.S. Na zdjęciu czytam z Klarą fantastyczną książeczkę, której siostrę bliźniaczkę, możecie dokładnie obejrzeć TUTAJ



poniedziałek, 30 września 2013

Zabawki dla niemowląt "po mojemu", czyli: czym się bawi Klara?

Zbierałam się do pisania o tego posta tak długo, że nazbierało się mnóstwo rzeczy, o których chciałabym wspomnieć (Klara rośnie, zabawki się zmieniają). Nie będę więc opisywać, czym po kolei bawiła się moja córeczka, pokażę raczej kilka migawek z jej zabaw w wieku 8-10 miesięcy. Zamiast przewodnika, niech wpis ten będzie inspiracją ;-)
Kiedy koszyki ze skarbami przestały Klarze wystarczać, szukałam dla niej zabawek, które nie bawią ogłupiając, ale pozwalają na sensowne i celowe działanie. Zaczęłam od pozbycia się całej góry "edukacyjnych" zabawek, które należały kiedyś do chłopców, a te które zdecydowałam się zostawić, pozbawiłam baterii. Wiele z tych zabawek dostarcza maleństwu zbyt intensywnych bodźców, których delikatny układ nerwowy dziecka nie jest w stanie przetworzyć. Może to być jednym z powodów nadmiernej ruchliwości i późniejszych problemów z koncentracją u dzieci a w naszym przypadku na pewno jest to powodem nadmiernej drażliwości u mamy ;-) Elektronicznym zabawkom dla niemowląt - mówimy: nie!
koszyk z piłkami wszelakimi

W książce "Montessori from the start" przeczytałam, jak ważne jest kształtowanie umiejętności koncentracji od początku życia dziecka. Zaczęłam więc zwracać na to uwagę. Nie przeszkadzałam gdy widziałam, że Klara jest czymś zajęta, nie rozpraszam jej przy jedzeniu, przewijaniu, ubieraniu. Od samego początku staram się włączyć ją w te czynności tak żeby była ich świadoma. A co z zabawkami? Przede wszystkim nie daję wszystkich naraz. Wybrałam kilka miejsc na podłodze lub nisko położonych półkach i tam kładę jej zabawki, tak żeby samodzielnie mogła po nie sięgać. Ma dwa koszyki ze skarbami, jeden w pokoju a drugi w kuchni (gdzie spędzamy sporą część dnia). Poza tym kilka rzeczy, które dają jej zajęcie na długi czas. Oto co aktualnie, znajduje się w jej zasięgu:

Nasza wersja montessoriańskiego permanence object box, (po polsku nazywa się to drewniane pudełko z kulą), w której to zabawce zakochałam się po obejrzeniu na youtubie kilku filmów tego typu. Pudełko nadaje się dla dzieci około 8 m-ca, kiedy to zaczyna się kształtować u nich zdolność rozumienia stałości przedmiotu. Chodzi o to, że gdy schowamy maluchowi np. misia pod chustką, to ono wie, że ten miś wciąż tam jest, co pokazuje podnosząc chustkę i szukając go. "Praca" z pudełkiem, wrzucanie piłeczki z góry i wyjmowanie z dołu, pomaga dziecku zrozumieć stałość przedmiotu, ćwiczy koordynację oko-ręka i daje szansę na ćwiczenie koncentracji. Nasze pudełko nie ma tacki, przez co piłeczka czasami ucieka, ale wtedy Klara ma okazję sobie poraczkować :-) Był to prezent - niespodzianka od znajomego stolarza i jest po prostu cudowne: pachnie lasem, jest gładkie i miłe w dotyku i w ogóle! A dodatkowo wydaje ciekawe odgłosy gdy w nie stukać drewnianym jajkiem lub łyżeczką. Klara ma to pudełko od dwóch miesięcy i codziennie jest w użyciu. Piłeczką jest kulka wyjęta z antyperspirantu (używamy też piłeczek pingpongowych, ale są lżejsze i nie toczą się tak dobrze).

wrzucam...
...i jest!

Druga zabawka montessoriańska to jajko w kieliszku. Serio! Drewniany kieliszek i do tego jajko dla maluchów ośmiomiesięcznych idealna zabawka. W oryginale wszystko jest z naturalnego drewna, ale ponieważ nie znalazłam nigdzie takich jajek, my mamy malowane. I też działa ;-)

Kolejnym hitem mojej córki są plastikowe misie w pojemniku - główce lego. Gdy zauważyłam, że Klara weszła w fazę wkładania wszystkiego do pojemników, wrzuciłam jej do główki misie i dałam do zabawy. Od dwóch miesięcy bawi się nimi codziennie, wyrzuca, wrzuca z powrotem, przekłada, wrzuca miśki do szuflady lub szafki. A gdy jej to wszyściutko poskładam, ona za jakiś czas zaczyna od nowa: wyrzucać, wrzucać etc. Zajmuje ją to na długi czas i fajnie popatrzeć z jakim skupieniem to robi :-) Poza tym, każdy miś jest zrobiony z jednego kawałka, więc nie ma możliwości, żeby się jakaś mała część odczepiła i została połknięta, więc misie są świetnymi gryzaczkami.

przekładam, przerzucam, przenoszę ;-)

Jest jeszcze chodzik - pchacz, który dostał dawno temu malutki Mikołaj. Od frontu znajduje się otwór do wrzucania piłeczek i Klara uwielbia się tym bawić. Piłeczki wrzuca się u góry a one spadają na dole i od nowa i jeszcze - zabawa bez końca. A ponieważ piłeczki są trzy, można dwie z nich wziąć do rączek i zrobić "stuk, stuk". W zamyśle producenta ta zabawka po każdym wrzuceniu piłeczki wydawała dźwięki, grała też melodyjki gdy pociągało się za "lusterka" po bokach. Teraz oczywiście nie gra, bo w tej kwestii jestem nieugięta i baterii nie wkładamy. Szczerze powiem, że Klara bawi się tym tak samo intensywnie i radośnie, jak przed nią chłopcy, których podobno zachęcały do wrzucania piłeczek melodyjki...
"wrzuć piłeczkę, wrzuć piłeczkę"

Kiedy Klara towarzyszy komuś w łazience, bawi się klockami magnesowymi przyczepionymi do pralki. Zdejmuje je, łączy ze sobą, rozłącza, znów przyczepia do pralki. Zabawa, która nie ma końca.

magnesy na pralce

Poza tym Klara ma jedną pandę - maskotkę (nie liczę malutkich, które znajdują się w koszykach), kosz z piłkami (jedna większa z materiału, kilka plastikowych, i dwie malutkie zrobione przeze mnie (tak!) na szydełku). Okazjonalnie dostaje do zabawy pudło z autami chłopaków lub ich pluszaki i tyle. To wszystko do czego ma dostęp (+ całe mieszkanie dostosowane do raczkującego niemowlęcia:-)) I wierzcie lub nie, ale to wystarcza. Jest radosna, spokojna i nie wygląda jakby jej czegoś brakowało.

P.S. Jest jeszcze jedna zabawka-nie zabawka, która jednak zasługuje na osobny wpis...

środa, 18 września 2013

"Mój pierwszy dzienniczek" - nasza opinia

Jakiś czas temu dostałam propozycję współpracy z wydawnictwa Wir i zostałam poproszona o zrecenzowanie "Mojego pierwszego dzienniczka". Jestem wielką fanką prowadzenia dzienniczków wydarzeń z dziećmi, wspominałam o tym tutaj, ale dotychczas pisaliśmy po prostu w zeszycie. Przyznam się, że od początku wiedziałam o wydanym niedawno "Moim pierwszym dzienniczku", ale nie kupiłam go, bo uważałam, że zeszyt wystarczy w zupełności, bo przecież to "to samo". O, jak bardzo się myliłam!
Gdy otworzyłam po raz pierwszy dzienniczek i zaczęłam go przeglądać, wpadłam w zachwyt i nie mogłam się doczekać, żeby pokazać go Mikołajowi. Dzienniczek ma 90 stron i zbudowany jest wg stałego schematu. Po otwarciu, na stronie po lewej jest króciutki dialog na wybrany temat, kilka pytań do odpowiedzi oraz miejsce do wpisania nazwy dnia (dzisiejszego oraz wczorajszego i jutrzejszego). Po prawej jest miejsce na opisanie wydarzeń z dnia oraz narysowanie rysunku, bądź wklejenie pamiątki. Na stronie sklepu wydawnictwa tutaj można zobaczyć galerię produktu i zdjęcia "wnętrza" dzienniczka.

zdjęcie stąd

Niestety, mój syn nie podzielił mojego entuzjazmu. Dzienniczek owszem przejrzał, po czym odłożył na półkę. Na moją propozycję, aby coś zapisać odpowiedział "jutro napiszę" i tak przez dwa tygodnie. Ale gdy już się przełamał i dokonał pierwszego wpisu... pokochał ten dzienniczek całym sercem! Teraz, sam wyjmuje go gdy chce coś zapisać, sam sobie czyta, odpowiada na pytania, rysuje. Uśmiech mam chyba od ucha do ucha (nie sprawdzałam), gdy patrzę jak siedzi pochylony i ze skupieniem notuje to co dla niego ważne, pytając od czasu do czasu: "mamo, a jak się to pisze?"

Mikołaj zapisuje, że zrobiłam mu włóczkowego ninję ;-)

Dla kogo dzienniczek? Dla każdego! Serio, to nie jest tylko książka dla dzieci z trudnościami, nadaje się dla każdego dziecka. Dla dzieci z problemami w komunikacji bo pozwala na ćwiczenie dialogów i odpowiedzi na pytania w zakamuflowanej formie, dziecko nie wie, że ćwiczy. Dla dzieci autystycznych bo poza ćwiczeniem komunikacji, ma szansę na przepracowywanie sytuacji społecznych - dialogi z lewej strony, mogą stanowić punkt wyjścia do treningu poszczególnych sytuacji, z którymi dziecko ma problem. Dla dzieci dwujęzycznych oraz uczących się języka polskiego jako obcego - bo daje szansę na regularne spotkanie z językiem i ćwiczenie myślenia po polsku. Dla dzieci, które uczą się pisać - bo mogą doskonalić nowo zdobywane umiejętności w atrakcyjnej formie (zwróćcie uwagę, że dzienniczek ma szeroką linię i nie jest to zeszyt do ćwiczenia kaligrafii). I wreszcie dla dzieci, którym chcemy zrobić wspaniałą pamiątkę z dzieciństwa, maluch może dyktować rodzicowi tekst do zapisania i samodzielnie rysować lub wklejać pamiątki.

Ja bardzo się cieszę, że mamy ten dzienniczek. Mikołaj pisze i rysuje codziennie a potem przegląda strony, które mu zostały do wypełnienia ;-)
Krótko mówiąc: polecam!


środa, 28 sierpnia 2013

Koło ratunkowe w wersji dla niemowlaka ;-)

Mamy maluchów znają pewnie te chwile, gdy do kąpieli/kolacji/spania zostało jeszcze kilkadziesiąt minut a dziecko wcale nie chce radośnie się bawić. Marudzi, jęczy, płacze i chce na ręce do mamy, a kiedy już mama je trzyma to znowu marudzi, jęczy i płacze... Ostatnio tak wyglądał u nas jeden z wieczorów i kiedy zastanawiałam się jak przetrwać, przypomniało mi się koło ratunkowe z ostatniego wpisu na blogu. Nie minęły dwie minutki i już było gotowe koło ratunkowe w wersji dla niemowlęcia. Duża, metalowa taca i cztery szklane kamyki - to wszystko, czego było potrzeba, żeby moja córka zmieniła się nie do poznania!
Taca była jej już znana (Klara ma za sobą różne zabawy z lustrami, których nigdy nie udało mi się pokazać), ale teraz miała też kamyki. Nie były to te same, z których układali chłopcy. Malutka dostała większe i każdy miał inny kształt i kolor. I tak ślicznie dzwoniły gdy rzucała nimi na tacę.

metalowa taca+szklane kamyki=raj dla malucha

Och, ja po prostu uwielbiam, gdy z czegoś co już mam w domu, powstaje taka super zabawka dla malucha, która równocześnie zajmuje i rozwija. No nic na to nie poradzę, że mnie to cieszy ;-)

DOPISEK: Po komentarzach Eli i Gosi, postanowiłam dopisać o ważnej rzeczy. Maluchy wszystko wkładają do buzi i Klara nie jest w tej kwestii żadnym wyjątkiem. Kamyki, które jej dałam były dosyć duże i musiałaby się postarać, żeby je połknąć, ale jednak byłoby niebezpieczne zostawić ją samą z tym zestawem. Dlatego cały czas byłam z nią i czuwałam nad przebiegiem zabawy. Pozwalałam poznawać ustami i językiem, ale natychmiast reagowałam gdy próbowała wkładać kamyczki do ust.
Nasze koło ratunkowe zawiera drobne elementy. Do użytku tylko pod ścisłą kontrolą!


środa, 14 sierpnia 2013

Koło ratunkowe

Są takie chwile w życiu rodzica, kiedy chciałoby się użyć paralizatora wobec własnych dzieci. Z różnych względów, zrobić się tego nie da ;-) Gdy więc chłopcy wariują a ja nie mogę wyjść z nimi z domu (bo np. Klara właśnie zasnęła), ani się nimi zająć (bo np. gotuję obiad), szukam jakiegoś koła ratunkowego w postaci wyciszającego zadania. Ostatnio wyjęłam nasze lusterka, szklane kamyki i poprosiłam, żeby coś ułożyli.

ręka Spiderman'a

miecz świetlny

Luke i Lord Vader w trakcie walki mieczami

I wiecie co? Zadziałało, dokładnie tak, jak sobie wymarzyłam. Nie tylko zajęli się na chwilę, ale koncentracja i skupienie jakiego wymagało od nich to zadanie, sprawiły, że po skończeniu byli jak nowi ;-) Zrelaksowani i SPOKOJNI. Przestali się bić i kłócić a Klara mogła się wyspać. Raz jeszcze spokój rodzinny został uratowany ;-)

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Lipiec w mieście

Tak się złożyło, że dwa ostatnie tygodnie lipca spędziliśmy w mieście. Tęskniąc za wodą, lasem, plażą i tym wszystkim z czym związane są "prawdziwe" wakacje, szukamy dostępnych nam atrakcji. Odwiedzamy muzea i biblioteki, zwiedzamy miasto, robimy pikniki w parku, korzystamy z placów zabaw. Ale spędzamy też dużo czasu w domu. Mikołaj zażądał urlopu od nauki a ponieważ mnie też ogarnęło wakacyjne lenistwo, ochoczo się zgodziłam. Niemniej jednak nie da się leżeć i nic nie robić. Przynajmniej, mając w domu dwóch żywiołowych chłopców ;-)

Zrobiliśmy całą serię eksperymentów, badając gęstość różnych cieczy. Oglądaliśmy ten filmik i robiliśmy te eksperymenty samodzielnie. Sprawdzaliśmy czy temperatura zmienia gęstość wody, jaki wpływ na tę właściwość ma sól (popularny eksperyment z jajkiem w wodzie słodkiej i słonej). Fantastyczna zabawa dla naszej trójki i mnóstwo nauki dla każdego z nas. Zwłaszcza dla mnie ;-)

ciecze o różnej gęstości

ocean w butelce czyli woda i olej

woda gorąca i zimna (efektownie wygląda w trakcie)

Bawimy się w różne zabawy z mojego dzieciństwa. Nauczyłam chłopców zabawy "Cisza na morzu, bałwan śpi..." i w Pomidora. Obie stały się hitem w naszym domu. Poza tym nazbieraliśmy jarzębiny i nawlekaliśmy korale - przez kilka dni z rzędu! Bardzo im się spodobało ;-)

przed pracą...

...i w trakcie nawlekania

Zrobiliśmy samoloty, które podpatrzyłam tutaj:

samolot - dwupłatowiec

a następnego dnia Mikołaj swój samolot przerobił na myśliwiec z Gwiezdnych Wojen:

R2D2 w myśliwcu

Obserwowaliśmy, znalezione martwe owady:

co to za owad?

Zachęceni tym wpisem dmuchaliśmy pianę. Z mydła nam się nie udało, dopiero płyn do naczyń zdał egzamin ;-)
chwila wspólnej radości

Gotujemy i pieczemy. Dużo. Wciągam chłopców do pomocy, kiedy tylko mogę, np. Mikołaj obcinał końcówki fasolki szparagowej do zupy. Zadanie bardzo mu się podobało, dumny był, że używał prawdziwego noża, ale i tak zupy z fasolką jeść nie chciał. No chyba, że w wersji zupa-krem. Czyli tak jak zjada większość zup ;-)

"używam prawdziwego noża!"

Dodajcie do tego niekończące się chwile spędzone podczas rysowania lub robienia papierowych mieczy świetlnych (codziennie powstają nowe!), typowe zabawy-walki między braćmi oraz długie godziny wspólnego czytania książek (teraz czytamy m.in. "Pojedynek' A. Maleszki) i łatwo się okaże, że mamy zajęte całe dnie. I dobrze. W końcu "coś" trzeba robić ;-)

czwartek, 1 sierpnia 2013

Koszyk ze skarbami/ Treasure basket

Dziś kolejne zabawy dla maluszka z cyklu Montessori - koszyk ze skarbami. To jedna z najwspanialszych zabawek jakie można wymyślić dla niemowlęcia, "edukacyjna" sto razy bardziej niż wszystkie markowe zabawki dla bobasów. To po prostu koszyk wypełniony przedmiotami codziennego użytku. Takie proste.
Spotkałam się z dwoma rodzajami koszyków: jedna szkoła mówi o wrzuceniu do środka 15-20 przedmiotów, wykonanych z różnych, najlepiej naturalnych materiałów. Druga mówi o koszykach, które zawierają przedmioty z jakiejś konkretnej kategorii np. przedmioty okrągłe/ szorstkie/ przedmioty kuchenne/ przybory toaletowe etc. Takie tworzenie kategorii jest moim zdaniem zabawniejsze (dla mamy;-)) i bardzo pomocne dla starszych niemowląt po 9 m-cu życia. Można tworzyć takie koszyki jako pomoc do rozwoju języka, ale to już osobna zabawa (świetna sprawa dla dzieci dwujęzycznych!).
Poniżej dwa "najpierwsze" koszyki, które przygotowałam dla Klary - jak widać, nie udało mi się uniknąć plastiku, ale robię postępy ;-)

koszyk "jajka"
Jajka były: plastikowe, kamienne, drewniane i z jakiejś leciutkiej masy. Szkoda, że nie miałam jajka z filcu lub włóczki, byłoby świetnym dopełnieniem.

koszyk "łyżeczki"

Ten koszyk powstał w jakieś 30 sekund - po prostu otworzyłam szufladę ze sztućcami i wrzuciłam łyżeczki do środka. W zestawie metalowa, drewniana i trzy różne plastikowe (znów plastik, ale pocieszam się, że skoro karmię Klarę metalową łyżeczką to plastikowa jest dla niej czymś nieznanym...)

Koszyki ze skarbami przygotowuje się dla dzieci około 7 m-ca życia - warunkiem jest samodzielne siedzenie (czyli takie, gdy maluch siedząc bez podparcia jest w stanie manipulować przedmiotami). Ich głównym celem jest umożliwienie poznawania otoczenia, do którego dziecko nie jest w stanie samodzielnie dotrzeć.
misz-masz

Celem nie jest zwykłe zabawienie dziecka czy danie mu zajęcia, aby w spokoju coś zrobić. Koszyki przygotowujemy aby pomóc dziecku w poznawaniu świata. Aby z szacunku dla niego jako istoty ludzkiej, zaspokajać jego potrzeby rozwojowe, dlatego w koszykach powinny znaleźć się prawdziwe przedmioty (nie zabawki) z drewna, metalu, kamienia, szkła, materiału. Tam gdzie to możliwe strać się unikać plastiku (szczerze mówiąc: tę zasadę przeniosłabym na całe życie). Wybierając przedmioty do koszyka należy pamiętać o bezpieczeństwie - każdą rzecz maluch włoży do buzi, nie może więc zawierać ostrych krawędzi, czy małych elementów. I zawsze bądźmy obok dziecka, gdy poznaje ono swoje skarby. Można nazwać, to co maluch ma w rączce, ale głównym celem jest samodzielne eksplorowanie. Niemowlę dotyka, potrząsa, uderza, stuka, słucha, smakuje, wącha - słowem poznaje wielozmysłowo. I tylko takie poznanie pozwala na tworzenie się w jego umyśle nowych pojęć. Mama w tym czasie może usiąść i obserwować. Ja mogłabym to robić godzinami!

Jeśli potrzebujecie podpowiedzi co włożyć do koszyka wystarczy "wygooglać" hasło: treasure baskets. Oczopląsu można dostać od pomysłów. Ale moim zdaniem najlepiej przejść po swoim domu (ewentualnie Dziadków;-)) i zobaczyć co można by zaoferować swojemu Maleństwu.
Gdy widzimy, że pewne przedmioty "znudziły się" dziecku, zastępujemy je nowymi - najwyraźniej na tym etapie rozwoju nie mają mu nic do zaoferowania. Za jakiś czas włóżmy je z powrotem, niemowlę zmienia się i rozwija się zaskakująco szybko, będzie więc miało szansę poznawać dane przedmioty na innym poziomie. Powtarzanie jest kluczem do uczenia się na każdym etapie życia!

Taki koszyk zwany pudełkiem niespodziankę, można zobaczyć TUTAJ na drugim zdjęciu. Przy okazji kilka innych zabaw dla niemowląt ;-)

TUTAJ można zobaczyć koszyki z Tominowa.

TUTAJ fantastyczne koszyki dla małego Rysia.

I jeszcze TUTAJ w roli koszyków pudło.

I kolejne koszyki TUTAJ.

P.S. Jeśli ktoś jeszcze robił takie koszyki dla swojego dziecka i opisał je na  blogu, to podajcie proszę namiary - chętnie wkleję linki do polskojęzycznych stron i blogów!

sobota, 20 lipca 2013

Widok o poranku

Od dobrych kilku miesięcy, rano gdy wstaję wita mnie taki oto widok:

chłopcy o poranku

Każdego wieczoru sprawdzam, czy kredki są zatemperowane, papier przygotowany w zasięgu chłopców a rano zastaję ich przy rysowaniu. Tworzą niewiarygodne ilości dzieł: Spiderman, Star Wars i Angry Birds to główna tematyka. Ale zdarza się, że rysują/przerysowuję coś z czytanych przez nas książek.

Dominik rysuje grzyby dla Babci

Od kilku miesięcy toniemy w papierach. Mam problem z pozbywaniem się tych wszystkich rysunków - przecież nie mogę ich tak po prostu wyrzucić! Hmm, przynajmniej nie oficjalnie...
Ale szczerze mówiąc, uwielbiam taki widok i z radością obserwuję jak ewoluują umiejętności moich synków a ich ręce robią się coraz sprawniejsze.

sobota, 13 lipca 2013

O dodawaniu (w sumie) słów kilka...


Ćwiczymy dodawanie. Mamy kolorowe perły Montessori, które są wspaniałym materiałem do nauczania początków matematyki. Chciałam, żeby chłopcy opanowali pamięciowo dodawanie przynajmniej w zakresie 10 i uznałam, że jeśli zrobimy odpowiednią liczbę powtórek to w końcu się uda. Okazało się, że ta zasada nie zawsze się sprawdza a już na pewno nie w przypadku dzieci myślących wizualnie. Bowiem mimo wielu powtórek Mikołaj nie był w stanie zapamiętać ile jest 2+2 itp. a Dominik jakimś cudem zdołał. Na szczęście zanim dopadła mnie mega frustracja trafiłam do wkropki, gdzie jest lista linków o VSL. Poczytałam i dowiedziałam się, że to normalne dla dzieci myślących w ten sposób i że być może, Mikołaj nigdy nie nauczy się tych działań na pamięć, ALE to nie oznacza, że będzie miał trudności w matematyce. Dowiedziałam się kolejnej rzeczy o moim dziecku i po raz nie wiem który, zmieniam podejście do naszej nauki. Dalej ćwiczymy dodawanie, ale już  bez presji, na spokojnie. I tylko rośnie moja radość z edukacji domowej - bo powiedzcie, w jakiej szkole mój syn miałby szansę na tak zindywidualizowane podejście, dostosowane do jego stylu uczenia się?

W pudełeczku przykłady z dodawaniem. Należy wyjąć przykład, obliczyć przy pomocy koralików i sprawdzić wynik na odwrocie karteczki. Rozwiązane przykłady wrzucamy do słoiczka. Te przykłady przygotowała autorka bloga Hanna the Minx i razem z innymi fantastycznymi materiałami są dostępne tutaj.

przykłady do obliczeń
liczymy z koralikami...

Dominik szybko wymyślił swój sposób liczenia - nie używa koralików, tylko palców ;-)

...i na palcach

Kolejną zabawę podpowiedziała mi znajoma mama "hołmskulerka". Kartki z rubrykami (ja swoje robiłam ręcznie, co niestety widać, ale chłopcom  nie przeszkadzają te koślawe linie), ołówek, kostka do gry + koraliki dla Mikołaja i palce dla Dominika. Chłopcy to uwielbiają - ten element niespodzianki!

gotowa "gra"

I to co lubię najbardziej - wykorzystanie tego co mamy w domu i pozornie nie nadaje się do nauki. Wyjęłam ukochaną planszówkę Mikołaja i oznajmiłam, że zmieniamy zasady. Kto stanie na oznaczonym polu losuje z woreczka kostkę domina. Musi dodać kropki na kostkach i zapisać to działanie na karteczce. Taka karteczka to punkt. Wygrywa ten, kto ma najwięcej punktów na koniec gry.


Jak Mikołaj się cieszył, gdy losował kolejny przykład do obliczeń ;-) Grunt to motywacja!

środa, 10 lipca 2013

Sylabowe zabawy P i L

Chwilowo nastała u nas przerwa wakacyjna w nauce czytania, ale przed wyjazdem czytaliśmy sporo. Większości zabaw nawet nie pamiętam, bo często wymyślam je na poczekaniu i jeśli nie sfotografuję, to natychmiast zapominam. Udało się znaleźć tylko kilka zdjęć z naszych sylabowych zabaw. Oto i one:

Zabawa w mysią restaurację. Jedna myszka była klientem w restauracji (moja) i zamawiała obiad. Ale ponieważ myszka była stara i miała słaby wzrok, kelner (myszka Dominika) musiała jej czytać menu. Niestety myszka była też przygłucha, więc kelner musiał powtarzać i powtarzać, zanim klient się zdecydował. Dominik był zachwycony - zwłaszcza mój starczy głos wzbudzał jego szczery śmiech ;-)

menu: zupy i desery

Podpisywanie układanek i puzzli nie jest niczym odkrywczym, ale Dominik uwielbia się tym bawić więc pokazuję. W tej układance autka podnosi się magnesem na sznurku, tak że przy okazji ćwiczy sprawność ręki i koordynację wzrokowo-ruchową. Z tyłu podpisałam sylaby z dwoma spółgłoskami - nie było to łatwe dla mojego synka.
Wciąż próbuję odkryć przyczynę jego trudności z zapamiętywaniem tych sylab - robimy różne ćwiczenia wspomagające naukę czytania i obserwuję, obserwuję i kombinuję ;-) W końcu dowiem się o co chodzi!

klasycznie: podpisana układanka


Dawno, dawno temu, w odległej galaktyce lord Vader wysłał zaszyfrowane rozkazy do swoich podwładnych. Rebelianci przechwycili te informacje a R2D2 musi je odczytać.

Gwiezdne wojny też pomagają w nauce sylab ;-)

Jak widać dla ułatwienia wpisuję sylaby w różnych kolorach i zanim Dominik, którąś przeczyta podpowiadam mu: "język" (przy sylabach z L wie, że musi podnieść język do góry) lub "paluszek" (przy sylabach z P przykładamy pionowy palec wskazujący do ust, żeby poczuć powietrze, które się wydostaje podczas wymawiania tych sylab).

Więcej niestety nie udokumentowałam, ale mam nadzieję, że do zainspirowania wystarczy to co jest ;-)
Miłego, wakacyjnego czytania!


sobota, 6 lipca 2013

Bobas w kisielu, czyli pojemnik sensoryczny dla niemowlaka

Nadszedł wreszcie ten dzień, w którym Klara doczekała się swojego pierwszego pojemnika sensorycznego! Początkowo myślałam o krochmalu ( pamiętacie nasz pojemnik sensoryczny z krochmalem?), ale chciałam żeby był kolorowy i równocześnie jadalny. Ugotowałam więc kisiel. Czerwony, pachnący, słodki...
Posadziłam Klarę w pojemniku i postawiłam przed nią miskę z kisielem i patrzyłam co dalej. Och, tego się po prostu nie da opisać - to trzeba zobaczyć jak maluch wkłada rączkę w kisiel i te ciągnące gluty wyrzuca POZA pojemnik, który w założeniach mamy miał chronić podłogę przed zabrudzeniem...

nabrać i rozrzucić dookoła
ciapu ciapu na dwie łapki
hej! jak to zjeść?

Oto jak wyglądała posadzka na balkonie po skończonej zabawie. Możecie sobie wyobrazić sprzątanie...

czas na zabawę dla mamy ;-)

Nie wiem co mnie podkusiło, żeby wystawiać ten pojemnik na balkon (chyba od upału mi się wyłączyło myślenie) przecież chłopców zawsze pakowałam do wanny. I w taki właśnie sposób polecam tę zabawę!

czwartek, 27 czerwca 2013

O tym, jak pieczenie muffinek (przez mamę) stymuluje rozwój niemowląt ;-)

"Mamo, co będzie na deser" - spytał Mikołaj. Ja zdziwiona - właśnie zjedli dwudaniowy obiad i chcą deseru? Po naleśnikach z dżemem? No, ale właściwie... czemu nie, myślę, więc odpowiadam: "zrobię wam muffinki" (jedna z nielicznych rzeczy, którą potrafię upiec w moim gazowym (!) piekarniku). I tak ruszam do boju, gdy nagle słyszę: klap, klap, klap. To małe łapki raczkują w moją stronę i próbują wspiąć się po nogawkach maminych spodni w górę. Co by tu wymyślić, żeby zrobić te muffinki?


Otworzyłam szafkę i wyjęłam metalową miskę, do której wrzuciłam małe zakrętki od słoiczków. W tym czasie Klara wyjmuje z szafki garnek. Siada na podłodze z tym zestawem "zabawek" i spędza tak prawie  godzinę.



Ja zrobiłam muffinki, pozmywałam po obiedzie, ogarnęłam kuchnię a moja córeczka stukała zakrętkami, ogryzała je swoimi dwoma ząbkami i radośnie wrzucała do miski. I niech mi ktoś powie, że siedmiomiesięczne niemowlę potrzebuje zabawek!

czwartek, 20 czerwca 2013

Nasze pamiętniki czyli o dzienniczku wydarzeń

O pisaniu dzienniczka wydarzeń jako sposobie na wspomaganie rozwoju językowego dziecka miałam pisać już dawno temu, ale tak jak wiele innych pomysłów, tak i ten odłożyłam na bliżej nieokreśloną chwilę gdy będę miała "trochę wolnego czasu" (hehe). Impulsem do pokazania wreszcie naszych dzienniczków, był ten wpis u Eli oraz ten wpis u Faustyny.
Dzienniczek wydarzeń to jeden z elementów wspomagania rozwoju językowego dzieci, które mają w tej dziedzinie jakieś problemy np. dzieci niesłyszących lub autystycznych. Jest też wspaniałym narzędziem dla dzieci dwujęzycznych.
Prowadzenie dzienniczka wydarzeń, było jednym z zaleceń jakie otrzymaliśmy od logopedy, który pracował z naszym Mikołajem. Wydaje się to niezwykle proste zadanie: wystarczy zeszyt, w którym prostymi słowami (ich ilość zależy od poziomu rozwoju językowego dziecka) zapisywać będziemy wybrane wydarzenia z życia dziecka. Normalne, zwyczajne sytuacje, które przytrafiają nam się na co dzień. Chodzi o to, aby dostarczyć dziecku prawidłowych wzorców językowych, które umożliwią opowiedzenie o swoich przeżyciach. Dokonując wpisów, możemy zwracać uwagę na to co akurat jest trudnością dziecka (np. użycie czasów teraźniejszego lub przeszłego, mówienia w odpowiedniej osobie, sposób zwracania się do innych etc.). Prowadzenie takiego dzienniczka wydarzeń jest niezwykle ważne dla dzieci z zaburzoną komunikacją językową lub dzieci dwujęzycznych. Jest to także wspaniałe narzędzie do rozwijania umiejętności językowych dzieci zdrowych. A przy okazji wspaniała pamiątka.
Na czym to polega? Kupujemy zeszyt i zapisujemy w nim wydarzenia z życia dziecka. Im młodsze dziecko, im niższy poziom jego kompetencji językowych, tym prostszego języka używamy. Do tego rysujemy proste, schematyczne rysunki. Można wkleić jakiś bilet, pocztówkę, liście z lasu. Cokolwiek, co będzie dla dziecka atrakcyjne. Poniżej prezentuję przykładowe strony z dzienniczka Mikołaja (który w naszym domu zwany jest pamiętnikiem).

Pierwsze dwa zdjęcia to wpisy z "dawnych czasów", kiedy Mikołaj mało mówił i w ogóle nie potrafił prowadzić narracji.

pierwszy dzień w przedszkolu

zawsze znajdzie się "coś" do zapisania

Poniżej przykład wpisu z zastosowaniem komiksowych dymków. To bardzo ważne, żeby opisać wydarzenie a dodatkowo wpisać zdania mówione w pierwszej osobie (na obrazku Mikołaj akurat śpiewa "sto lat", bo uczyliśmy go wtedy jak się zachować na przyjęciu urodzinowym).



Prowadzenie dzienniczka ma wiele zalet, ale i jedną trudność. Wiąże się z ogromnym wysiłkiem ze strony rodziców. Nie dlatego, że zajmuje to wiele czasu lub energii. Dlatego, że  wymaga systematyczności i z własnego doświadczenia wiem, że na dłuższą metę jest to trudne. Ale też z własnego doświadczenia wiem, że jest to gra warta świeczki. My już dawno nie pisaliśmy pamiętników i teraz wróciliśmy do tej formy, tyle że z pewnymi zmianami. Po pierwsze: Mikołaj sam teraz pisze i rysuje w swoim zeszycie i robi to bardzo chętnie (hura!). Po drugie Dominik też ma swój zeszyt, w którym ja piszę dla niego a on rysuje. W jego pamiętniku, dopisujemy sylaby lub słowa, których uczy się czytać.

jeden z pierwszych samodzielnych wpisów Mikołaja


przykładowa strona dzienniczka Dominika

Jeśli chcecie prowadzić z dzieckiem dzienniczek a boicie się, że to kolejne zobowiązanie, które trudno będzie realizować na dłuższą metę polecam sprawdzony przez nas sposób dzienniczków krótkoterminowych. My prowadziliśmy np. zeszyt po tytułem "Wakacje Mikołajka". Określone ramy czasowe, motywują do systematycznego wypełniania - przecież to tylko dwa miesiące! Polecam wszystkim na nadchodzące wakacje - będziecie mieć wspaniałą pamiątkę!

P.S. Myślę, że taki dzienniczek to fantastyczna sprawa dla dzieci uczących się języka obcego. Dla  nas na pisanie w innym języku jeszcze za wcześnie, ale jeśli ktoś próbował to dajcie znać jak to wychodzi!